„Psylocke” #1 (2024) – Recenzja
Psylocke #1 (2024)
Psy-ay-ay
Kolejny mutancki początek. Tym razem dostała go Psylocke. Postać zawsze lubiłem, sentyment dzięki temu, jak rysował ją Jim Lee. I może dlatego tak przyjemnie weszła mi ta historia. Ale nawet jeśli, nie zmienia to faktu, że i tak zeszyt jest całkiem dobrze wykonany i dostarcza miłej rozrywki.
SHE WAS MADE FOR VIOLENCE! Trained to be an assassin since birth, Kwannon chose to be an X-Man. But there are still some jobs too dirty for the X-Men. And some paths have to be walked alone. When the mission is brutal, Psylocke unsheathes her blades to punish those who prey on mutants. Exploding out of the pages of X-MEN, Alyssa Wong and Vincenzo Carratù take Psylocke into the underbelly of the Marvel Universe, carving out her own place in a world that would rather see her under control!
Zeszyt szybki, lekko, prosty i przyjemny. Wypełniony akcją, stara się być klarowny i w niektórych punktach mu się to udaje, jednocześnie jednak w innych pozostaje dość ogólnikowa, przez co gubi się sens pewnych działań, ich motywacja i logika. No ale może to jeszcze zostanie kiedyś wyklarowane. Zeszyt stawia głównie na akcję, na niej się więc skupia i czasem po macoszemu traktuje całą resztą. Ale bohaterka nieźle nakreślona, akcja konkretna, więc nie narzekam.
Rysunki? Całkiem fajne, może nie tak przyjemne, jak okładka, ale niewiele słabsze. Jest tu klimat, jest dynamika, wpada to w oko i w ogóle. Czyli prosta, acz skuteczna robota i dobra zabawa dla fanów.
Autor: WKP