„Rogue & Gambit #1” (2018) – Recenzja
Marvel Legacy: Rogue & Gambit #1
Ring of Fire – Part 1 (2018)
Marvel Legacy to – powstała po evencie Secret Empire – linia wydawnicza, która skupia się na klasycznych bohaterach ze stajni Marvela. Można by się skusić o twierdzenie, że jest yin dla yang linii Marvel Now!, która wprowadzała nowych herosów. W tym właśnie cyklu mamy przyjemność czytać pierwszy zeszyt, gdzie głównymi bohaterami są Gambit i „Ruda” ( 😉 ) – druga para uniwersum 616. Pierwszą parą będzie niezaprzeczalnie Jean Grey i Scott Summers.
Od pierwszych kadrów jest wesoło. Dobra, bardziej od 4 strony, ponieważ początek komiksu gra filozoficzne nuty, następnie kilka taktów tajemnicy i grozy, by przejść do właściwego utworu, którym jest tango. Relacja między Remym a Anną Marie jest jak ten taniec. Przyciągają się i odpychają, są blisko a jednocześnie tak daleko. Ich relacja i dynamika między nimi jest osią napędową tego zeszytu. To naprawdę stara para, która nie może ustalić, czy są ze sobą, czy nie. On chce, ona się obawia i odpycha, „bo nie kontroluje swoich umiejętności”. Sposób, w jaki zostali napisani w tej historii, nadaje im sporo człowieczeństwa. Dialogi między Gambitem a Rogue są złośliwe, uszczypliwe i zabawne jednocześnie. Czytając ich wypowiedzi, słyszałem w głowie prawdziwych ludzi. Uważam to za ogromny plus, kiedy między czytelnikiem a bohaterami tworzy się ta charakterystyczna więź.
Fabularnie, pierwszy zeszyt objawia się sztampowo. Na rajskiej wyspie znikają mutanci i kogoś trzeba wysłać, żeby zbadał sprawę. Jako że jest to kurort dla „mutantów z problemami”, to jedynym słusznym wyborem jest nasza dysfunkcyjna para. Numer inauguracyjny ma u mnie dyspensę i nie potraktuję tego jako wielką wadę. To preludium dalszych wydarzeń. Jestem zaintrygowany wydarzeniami z kolejnych zeszytów.
Rogue & Gambit to komiks przyjemny wizualnie. Kreska ostra i pełna detali. Tu i ówdzie ukryte smaczki dla koneserów. Kolor soczysty. Plansze i kadry są dynamiczne, mimo pozornej statyczności. Bardzo dobrze komplementują oś fabuły i kreację świata. Najlepiej doświadczyć tego osobiście.
Ring of Fire ukrywa w sobie spory potencjał, głównie dzięki doborowi bohaterów i sposobie ich poprowadzenia. Dialogi to bardzo mocna strona tego komiksu. Fabularnie – pierwszy zeszyt – nie grzeszy oryginalnością, jednak nie jest to powód, by tę serię skreślić. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi epizodami konflikt tej historii okaże się warty poświęconego czasu. Widzę tutaj potencjał, dzięki któremu Gambit i Rogue mogliby zyskać miłośników i papierowe wydanie w naszym kraju. Przyznam się, że podchodziłem do tego zeszytu z rezerwą, ze względu na fakt, że nigdy nie byłem wielkim fanem X-Menów. Lubiłem, ale nie zagłębiałem się we wszystkie możliwe materiały z nimi związane. Sam jestem zdziwiony, że mnie kupili i czekam na więcej. A nowy zeszyt już 7 lutego!
Jestem ciekaw, czy czytaliście już ten numer i jaką macie opinię na jego temat. Serdecznie zapraszam do dyskusji na temat Rogue & Gambit #1 jak i tej recenzji w komentarzach.
Autor: Buarey