„Runaways” (tom 3) – Recenzja

Runaways (tom 3)

Sympatyczni nastoletni bohaterowie – Gert, Chase, Karolina, Nico, Molly i Victor – powracają w trzecim już tomie serii Runaways, wydawanej przez wydawnictwo Egmont w ramach inicjatywy Marvel Classic. Najnowsze wydanie zbiorcze kontynuuje historię autorstwa Briana K. Vaughana, która pierwotnie ukazała się w zeszytach #13-24 cyklu Runaways z 2005 roku.

Po bardzo udanym drugim tomie, który w swojej recenzji okrzyknęłam mianem najprzyjemniejszej egmontowej pozycji, jaką miałam okazję przeczytać w 2018 roku, przyszedł czas na lekkie rozczarowanie. Bowiem po tym jak w pierwszej części swoich przygód młodzi bohaterowie pokonali organizację Pride zarządzaną przez ich rodziców, a w drugiej zmierzyli się z zupełnie nowym zagrożeniem, w trzecim tomie otrzymujemy… powtórkę z rozrywki. Nie chcę zarzucać scenarzyście braku kreatywności, jednak możliwe, że po pewnym czasie wystąpiło u niego po prostu pewne zmęczenie materiału. Dlatego też tym razem po raz kolejny bohaterowie muszą się przygotować na powstrzymanie Pride (w nieco odmienionej inkarnacji, ale jednak) i kolejne starcie z Gibborim.

Podczas lektury odniosłam też wrażenie, że seria straciła nieco swojego młodzieżowego sznytu. Owszem, ponownie pojawiają się tu wątki wprost z teen dramy, które przypominają nam o tym, że bohaterowie wciąż są nastolatkami, mają nastoletnie problemy i buzują w nich hormony, jednak nie jest to już aż tak odczuwalne. Po części wynika to oczywiście z przebytej przez nich drogi, jednak zdecydowanie brakowało mi w tej historii odrobiny luzu, który tak bardzo przypadł mi do gustu wcześniej.

Mam też problem z wątkiem Karoliny. Jej wielkie odejście związane z koniecznością udania się na jej rodzinną planetę i zawarcia małżeństwa, które miałoby zapobiec kosmicznej wojnie, tutaj okazuje się być nieistotne. Pozostali bohaterowie nie mają nawet czasu, by zbytnio za nią zatęsknić, ponieważ Karolina bardzo szybko wraca, oznajmiając, że w trakcie ceremonii konflikt rozgorzał tak mocno, że cała planeta została zniszczona. Wszystkie hucznie zapowiadane w jej życiu zmiany sprowadzają się zatem do rozpoczęcia związku z Xavin.

I podobnie prezentuje się cały ten komiks. Stara się powracać do tego, co już wcześniej było i co czytelnikom się podobało. Szybko odkręca niektóre wprowadzane wcześniej zmiany i nawet jeśli wprowadza jeszcze jakieś nowe, to od razu zapowiada, że je też prawdopodobnie da się w przyszłości odkręcić, więc nieco tracą one na swoim wydźwięku. O ile powroty do klasycznych, działających motywów są w porządku, tak w tym przypadku zostało to zrobione po prostu zbyt szybko.

Rysunki Adriana Alphony wciąż utrzymują równy, dobry poziom i nie zaskakują niczym innowacyjnym, dlatego nie uważam, że warto jest im poświęcać dużo miejsca. Podobnie jest w przypadku samego polskiego wydania, które jest naprawdę solidne i świetnie się prezentuje. Sama treść jest jednak na tyle rozczarowująca i wtórna, że nie stanowi must have na geekowskich półkach. Oby kolejne odsłony serii powróciły do poziomu dwójki.


Autorka: Dee Dee


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x