„Sabretooth & The Exiles #1” (2022) – Recenzja
Sabretooth & The Exiles #1
Sabertooth powraca
Ale skąd ten Sabretooth powraca? Jeśli czytaliście wydany w Polsce album Ród M / Potęgi M to zapewne już znacie jego los. Trochę od tamtej pory minęło (mówię tu o rynku amerykańskim) ale w końcu ten wielki powrót odbyć się musiał. I właśnie się odbywa. Teraz. Z jednej strony może tak wielki to ten zeszyt nie jest, ale z drugiej, trzeba przyznać, że całkiem przyzwoite z niego czytadło. Choć podane nam bez większego polotu.
Sabretooth takes his destiny into his own clawed hands! The powers that be condemned Sabretooth to the pit for breaking the rules of Krakoa. But now he’s free — and ready to show the world you can’t keep Victor Creed down — even as the Exiles from Krakoa speed along in hot pursuit! A new chapter in the fan-favorite saga begins in brutal fashion, but when Dr. Barrington gets her hooks in Creed, he’ll be lucky to survive the first issue! Victor LaValle and Leonard Kirk return for this unforgettable installment in the chronicles of one of Marveldom’s most vicious mutants!
Jest taki schemat w komiksach, który chyba każdego drażni, a jednak wciąż masowo przyciąga czytelników. Mowa o uśmiercaniu czy w inny sposób pozbywaniu się danych postaci i przywracaniu ich raz po raz. Zazwyczaj są to wielkie wydarzenia, z Sabertoothem było, bo było. Trafił do swojego piekła i to tyle. I wraca też bez większych fajerwerków. Ot komiks, jak komiks, całkiem przyzwoity, acz jakoś nie porywa szczególnie mocno.
Sabretooth & The Exiles to mini-seria, która stawia na akcję, a nie zaskoczenie. To nie nowa jakość, żaden nowy wymiar opowieści. Ot bohater wrócił i od razu wrzuca się go w wir wydarzeń, gdzie na nudę nie ma miejsca, ale co z tego wyjdzie, i tak wiemy wszyscy. Niemniej czyta się nieźle, nieźle ogląda (choć do Sabretootha bardziej pasuje jakiś brudny styl, niż ten, który tu widzimy). Więc ogólnie można po to sięgnąć, jeśli lubicie postać, bo dla ogółu to coś, co można śmiało ominąć.
Autor: WKP