„She-Hulk #159-163” (2018) – Recenzja
She-Hulk-#159-163 (2018)
Jen Walters Must Die
O She-Hulk słyszałam wiele razy, ale wcześniej nie miałam okazji przeczytać żadnej serii komiksowej z nią w roli głównej. Ostatnimi czasy wydawnictwo Marvel Comics uraczyło nas pięciozeszytową historią autorstwa scenarzystki Mariko Tamaki, z którą chętnie się zapoznałam.
Pierwszym, bardzo istotnym aspektem, który należy rozpatrzyć w przypadku tej serii jest to, czy nadaje się ona dla nowego czytelnika. Jako nowy czytelnik, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że tak. Autorka na kilku stronach jest w stanie nakreślić nam wszystko to, co powinniśmy wiedzieć. Oprócz szybkiego origin story, przypominającego nam, jak Jennifer Walters, prawniczka i kuzynka Bruce’a Bannera, stała się She-Hulk w wyniku transfuzji krwi swojego kuzyna, po tym jak uległa wypadkowi, scenarzystka raczy nas także zgrabnym nawiązaniem do wydarzeń z eventu Civil War II, z którego skutkami bohaterka obecnie musi się zmierzyć.
Walters ma bowiem poważny problem. Właściwie to kilka problemów. Po pierwsze – śmierć Bannera. Utrata ukochanego kuzyna była dla bohaterki ogromnym ciosem i wciąż nie może ona się z nią pogodzić. Po drugie – Thanos. W trakcie drugiej Wojny Domowej, She-Hulk zmierzyła się z Thanosem, który zranił ją tak mocno, że w pewien sposób rozregulował jej moce Hulka. Teraz Walters, znana z tego, że była w stanie kontrolować swoją zieloną formę, zmieniła kolor na szary, a opanowanie na zwierzęcą furię.
Ma to wpływ nie tylko na jej karierę zawodową, lecz także prowokuje wrogów do wykorzystania tej niekomfortowej sytuacji. Na horyzoncie pojawia się zatem potężny telepata Leader, który wykorzystuje swoje moce, a także wyjątkową słabość pewnej kobiety, aby albo zabić Jen, albo sprawić, by ona sama straciła kontrolę do tego stopnia, że zacznie zabijać.
To, co wyjątkowo podobało mi się w tej serii to szeroko rozwinięty wątek psychologiczny, pokazujący, że superbohaterowie nie są idealni, że także mają słabości, że potęga fizyczna w obliczu dramatycznych wydarzeń traci na wartości. Ponadto, komiks ten porusza także wątek niedowartościowania w dzieciństwie, które jest w stanie odcisnąć piętno na dorosłym życiu.
Seria posiada oczywiście swoje wady. Zdecydowanie nie jestem fanką rysunków Jahnoy’a Lindsay, który jest autorem oprawy graficznej czterech z pięciu zeszytów serii. Ostatni, w którym pieczę nad stroną wizualną przejął Diego Olortegui, zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu. Jako fanka pięknych i pomysłowych okładek również nie znalazłam tu niczego, co by mnie zachwyciło.
Pod względem fabularnym, nie mam właściwie żadnych zastrzeżeń. Seria urzekła mnie swoją prawdziwością, a Jennifer zdecydowanie zdobyła moją sympatię. To połączenie stanowczej pani prawnik z naprawdę zabawną, prowadzącą świetne wewnętrzne monologi młodą kobietą (i raz na jakiś czas szaloną bestią) w jednej osobie sprawia, że chętnie sięgnę po kolejne serie z jej udziałem. Szkoda jedynie, że niezbyt dużo miejsca poświęcono na relację pomiędzy She-Hulk i Hellcat, która wypada naprawdę uroczo.
Niestety, na rynku amerykańskim seria nie przyjęła się zbyt dobrze, dlatego po pięciu zeszytach została anulowana. Mimo to, myślę, że warto się z nią zapoznać. Zwłaszcza jeżeli lubicie czasem oderwać się od superbohaterskiej nawalanki i zagłębić się nieco bardziej w psychikę trykociarzy. Mam nadzieję, że She-Hulk podbije Wasze serca tak bardzo, jak podbiła moje.
Autorka: Dee Dee