„Spider-Gwen: Smash” #1 (2023) – Recenzja

Spider-Gwen: Smash #1 (2023)
Gwen Smash

Jak Smash, to wiadomo, Hulk. Tak w końcu w oryginale wygląda okrzyk, który znamy chociażby jako Hulk będzie bił. Teraz jednak to Spider-Gwen dostaje taki podtytuł wraz z nową mini-serią i… No i nieźle jest, ale jakoś nie do końca i mam wrażenie, że bohaterka ta coraz bardziej rozmywa się w tym Marvelu i traci to, co w niej zawsze lubiłem. Oto komiks Spider-Gwen: Smash #1.


TIME TO FACE THE MUSIC! The Mary Janes are off on a four-city tour as the opening act to one of Earth-65’s biggest rock bands! Gwen has promised the band that this big break will be all about the music. No web-slinging, just drums. But when a mysterious assassin targets the headliner, Gwen begins to wonder how she got this gig in the first place. Featuring new versions of some of your favorite characters!


Przygody Gwen z innej rzeczywistości od początku były kolorowe, barwne, lekkie, zabawne i babskie. I fajna, to była podstawa. Niby to znana nam Gwen była, ale jednak odmieniona. I z charakterem. Różnie z tym jak ją prezentowano bywało, czasem na luzie, czasem poważniej. Teraz okazuje się, że jednak dość nijako też jest prezentowana.

No bo jakaś taka nijaka właśnie jest w tym zeszycie. Wygląd ten sam, historia ta sam, ale jakoś ta Gwen bez wyrazu jest, jakby gdzieś obok tego, jaką ją najbardziej lubiłem. Może Wam taka do gustu przypadnie, ale mi czegoś zabrakło. Reszta? Całkiem spoko, leci sobie to blisko bohaterki życia, więc gdyby tak to podkręcić, lepiej tą Gwen pokazać…

No może potem. Dalej. Na razie jest jak jest. Czyli najfajniej to graficznie i tyle.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x