„Staruszek Logan: Strefy Wojny” – Recenzja
Staruszek Logan: Strefy Wojny
Chyba każdy fan twórczości Domu Pomysłów wie już kim jest Old Man Logan – Wolverine z alternatywnej, post-apokaliptycznej przyszłości pozbawionej superbohaterów. Jak na fankę trykociarzy przystało, również o jego historii słyszałam, jednak wychwalana seria Old Man Logan autorstwa Marka Millara wciąż leży na mojej kupce wstydu. Kiedy więc na polski rynek trafił pierwszy tom Staruszka Logana ze scenariuszem Briana Michaela Bendisa, postanowiłam, że chociaż z tą historią wypadałoby się zapoznać. Zapraszam Was więc na krótki opis wrażeń z mojej pierwszej przygody z Old Man Loganem.
W pierwszej kolejności, wypadałoby wyjaśnić pewną kwestię. Seria Staruszek Logan została wydana wraz z kilkoma innymi tytułami, które bezpośrednio wchodzą w skład wydarzenia znanego jako Tajne Wojny. Sama historia Logana nie jest z nim jednak tak mocno związana, zatem może być alternatywą dla osób, które chciałyby poczytać teraz coś od Marvela, ale niekoniecznie chcą zagłębiać się w event.
Jednak czy ta odrębność oznacza, że jest to komiks odpowiedni dla osoby, która właśnie od tego momentu chce zacząć czytać historię Old Man Logana? Cóż, tutaj właśnie pojawia się mój pierwszy problem z tym tomem. Jako właśnie taki laik czułam się nieco zagubiona podczas czytania. Pomimo tego, że na początku tomu znajduje się krótka notka nakreślająca sytuację i pierwsze kilka stron stanowi dość zgrabne wprowadzenie do historii, późniejsze wydarzenia są na tyle chaotyczne, że momentami łapałam się na tym, że już totalnie zapomniałam, gdzie bohater się obecnie znajduje. Wynika to z faktu, iż po opuszczeniu swojego dotychczasowego świata, Logan często zmienia swoje miejsca pobytu i chwilę oddechu łapiemy dopiero pod sam koniec, kiedy to sytuacja również zaczyna nieco nabierać sensu.
Moim drugim problemem są rysunki. Andrea Sorrentino ma swoich fanów, wiem, jednak ja raczej do ich grupy nie dołączę, bo od jego stylu w tym tomie się odbiłam. Przypadły mi do gustu jedynie szerokie kadry w jego wykonaniu, a szczególnie jeden świetny dwustronnicowy panel z Doomem. Doceniam także pewne dość eksperymentalne zabiegi formalne, które zdecydował się zastosować, jednak cała reszta zdecydowanie nie jest w moim guście. Zwłaszcza w scenach walk można było odczuć, że kreska Sorrentino jest naprawdę niewyraźna, przez co trudno było dostrzec, co tam się właściwie dzieje i kto kogo właśnie pierze po pysku.
Na wyróżnienie zasługuje jednak Marcelo Maiolo, który odpowiada za kolory w tym tomie. Dość blade barwy przełamywane intensywną czerwienią dają naprawdę mocny efekt, a kolory tła sprawiają, że świat przedstawiony wygląda złowieszczo i niebezpiecznie, a niebo zdaje się wręcz płonąć.
Teoretycznie, możecie odnieść wrażenie, że ten komiks mi się nie podobał i raczej go nie polecam. Cóż, skłamałabym twierdząc, że jestem zadowolona z lektury, co nie zmienia faktu, że niektórym z Was może się ta opowieść spodobać. Ponadto, zakończenie daje nadzieję na to, że w kolejnych tomach będzie już lepiej i mniej chaotycznie, na co liczę, bo nie zamierzam się zniechęcać. To, co jednak warto nadmienić to fakt, że komiks ten obfituje w brutalne sceny, więc nie jest to dobry wybór dla młodszych czytelników. Jeżeli mieliście okazję zapoznać się już z historią Staruszka Logana, wymieńcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach. Chętnie skonfrontuję je z moimi.
Autorka: Dee Dee
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to tom możecie nabyć tutaj.