„The Legend of Shang-Chi #1” (2021) – Recenzja
The Legend of Shang-Chi #1 (2021)
Pięści kontra ostrza
Shang-Chi to, podobnie jak Iron Fist, postać, która była dzieckiem swoich czasów i w owych czasach zostać powinna. Moda na sztuki walki bowiem minęła, a serwowanie jego przygód na poważnie to pomyłka. I na poważnie potraktowany został właśnie zeszyt The Legend of Shang-Chi #1, bo mimo wszystko udało się zrobić z niego całkiem niezłą lekturę sensacyjną.
Deadly Hands vs. Deadly Blades! Someone has been stealing artifacts of WMD potential. It’s up to Shang-Chi to find this person and stop them. But is he prepared to go toe-to-toe with Lady Deathstrike?!
Minusy tego zeszytu są takie, że nie został potraktowany tak, jak powinien. Czas, gdy takie opowieści serwowało się na poważnie minął w latach 80., może wczesnych 90. XX wieku, wraz z boomem na sztuki walki. Teraz z tego wszystkiego zostało jedno: sentymenty, na których należy zagrać, a by to zrobić, należałoby pójść w kierunku lekkości, metafikcyjnej samoświadomości albo nastrojowej komedii, której klimat przypominałby tamte czasy. Tego tu nie ma.
Ale na plus należy zaliczyć, że to całkiem zgrabna historyjka sensacyjna. Czyta się ją szybko i lekko i co prawda równie szybko wypada z głowy, ale na szczęście The Legend of Shang-Chi to samodzielna fabuła, która nie nuży. A przy okazji nie wymaga od nas znajomości przeszłości postaci. Fani i ci, którzy chcieli by poznać Shang-Chi, śmiało mogą po ten komiks sięgnąć. Ale reszta może darować sobie bez obaw, że cokolwiek straci.
Autor: WKP
Ma powstać film o tym samym tytule. Ja jednak sądzę, że sztuki walki to nie moda ale w jakiś sposób styl życia.