„The Secret X-Men #1” (2022) – Recenzja
The Secret X-Men #1 (2022)
Tajni ale czy fajni?
Najnowszy x-menowy projekt to cykl The Secret X-Men, opowieść, po której obiecywałem sobie całkiem sporo. Tym bardziej, że graficznie wypada naprawdę bardzo dobrze. Fabularnie jednak ten one-shot to niestety mocno typowa opowiastka, którą czyta się szybko, lekko i przyjemnie, ale szybko także zapomina.
SSHHH – IT’S THE X-MEN! When the Shi’ar Empire faces an unexpected threat, they must call upon the X-Men. Team co-captains Sunspot and Cannonball must lead Marrow, Tempo, Forge, Banshee, Strong Guy, Armor, and Boom-Boom on a secret mission to save Empress Xandra. Wait, those aren’t the X-Men. Aren’t those the mutants who lost the election?
Gdyby postawić nie na one-shot a nieco dłuższa mini-serię, zapewne byłoby lepiej. Fabuła tego typu, mocno czerpiąca z sensacyjnych opowieści, wymaga najczęściej nieco bardziej rozbudowanego podejścia. Jakiejś konkretnej tajemnicy, zagadki, która by nas zaciekawiła, wciągnęła i zachęcała do przerzucania stron. Na to jednak nie ma tu miejsca i czytelnik musi zadowolić się rozpisaną na nieco ponad trzydzieści stron akcją. I gdyby jeszcze z tej akcji wynikło więcej konkretów, byłoby lepiej, tymczasem jest, jak jest – prosty akcyjniak dla fanów serii.
Co nie znaczy, że jest źle. Ilustracje, o których wspominałem, dopracowane, realistyczne i miłe dla oka, na pewno znacznie podnoszą poziom zeszytu. Uzupełnione o świetny kolor, może na pierwszy rzut oka wydają się mocno barwne, niemniej – o dziwo – doskonale to do nich pasuje i buduje świetny, udany klimat, nieco oldschoolowy i nowoczesny zarazem.
Fabuła też nie jest najgorsza. Po prostu po zeszłorocznych mutanckich wydarzeniach spodziewałem się po niej więcej niż tylko niezobowiązującej rozrywki, z kilkoma zbyt patetycznymi czy usilnie emocjonalnymi scenami. Tak czy inaczej, fani poznać mogą. Nie muszą, przynajmniej na tym etapie nie wydaje się, by zeszyt ten był szczególnie ważny, ale mogą.
Autor: WKP
Jednak ja najbardziej lubię X-MEN Jim’ a Lee.