„Tiger Division #1” (2022) – Recenzja
Tiger Division #1 (2022)
Dywizja podzielona
Zeszyt Tiger Division #1 (2022) jest… Właśnie, ciężko mi dokładnie powiedzieć, jaki jest. Już raczej bywa, bo czytam i jest okej, zaś za chwilę jest tandetą i żenadą. I próbuję jakoś to wszystko gdzieś tam w sobie połączyć i nie mogę. Bo i podoba mi się, i zgrzyta. I to zarówno fabularnie, jak i graficznie.
Fierce Fighters! The defenders of South Korea take center stage! In their first ever solo series, you’ll learn more about Taegukgi, a powerhouse with a heart of gold; Lady Bright, a card-wielding sorceress; Mr. Enigma, a street-brawling demigod; The General, a living totem; and Gun-R II, an android with an attitude. They’re joined by fan-favorites White Fox and Luna Snow to form an unstoppable team. Created by our own unstoppable team, writer Emily Kim (Silk) and artist Creees Lee (Marvel Voices), this is one epic series you won’t want to miss!
Seria miała być epicka. Wydarzenia porywać. Jednak jest jedynie ciekawie, a i to najczęściej tylko momentami. Coś się dzieje, jakiś pomysł tu jest, ale wszystko tonie co chwila w kiczu i kiepskim wykonaniu. Choć w sumie nie tak kiepskim, bo bywa nieźle. I jakoś tak nie wiem po co w ogóle to wszystko. Oprócz tego, że dla pieniędzy, bo coś tam wrzucić na rynek trzeba. Więc wrzucono, ale widać nikomu się nie chciało.
Akcja jest i siada. Fabuła przez moment ciekawi, ale zaraz staje się miałka. Niektóre postacie wypadają lepiej pod względem rysu, inne to jakieś drewniane pomyłki, które są, bo są a lepiej byłoby je zapomnieć. I jeszcze ilustracje: z jednej strony niezłe, a za chwilę atakujące nas przerysowaniem, przesadną kolorystyką i kiepską mimiką.
Porażka. Bywa nieźle, ale sam fakt, że poziom tak skacze w ciągu jednego zeszytu jest dowodem porażki. Mogło być ciekawie, scenarzystka w Silk pokazała, że umie robić przyzwoite pieniądze, tutaj jednak zawiodła.
Autor: WKP