„Ultimate Spider-Man” (Tom 11) – Recenzja
Ultimate Spider-Man (Tom 11)
CARNAGE, VENOM… ULTIMATUM!
Po dziesiątym tomie, który był swoistym odprężeniem po rewelacjach Sagi Klonów, tom jedenasty to powrót cyklu Ultimate Spider-Man, do wielkich wydarzeń. A jednocześnie to także pierwszy event z prawdziwego zdarzenia, który rozgrywa się na łamach serii. Przygotujcie się więc na przełomowe momenty, wielkie wydarzenia, szaloną akcję i niezapomniane wrażenia, w najlepszym bendisowym stylu.
W życiu Spider-Mana zaczyna się dziać jeszcze więcej, niż dotąd! Gdy powracają Venom i Carnage, wdając się w szaloną walkę, z tym problemem nasz Pajęczak może sobie nie poradzić. Ale to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Otóż kiedy oszalały Magneto zaczyna swój morderczy atak na Nowy Jork, chcąc zniszczyć świat w zemście za to, co spotkało go w Ultimates #3, nikt (a zamieszanych w tę sprawę wielkich sił nie brakuje) może nie być w stanie powstrzymać mistrza magnetyzmu. Czy na herosów czeka śmierć?
W Polsce mogliśmy już czytać pewne eventy ze świata Ultimate. Jednym z nich było Ultimate Six. Jest to spidermanowa opowieść na nowo zajmująca się wątkiem Złowieszczej Szóstki. Drugim zaś jest Ultimate War, który rozwija wątki serii Ultimate X-Men. Ultimatum, które czeka nas w tym tomie to wydarzenie odmienne. Owszem, mocno łączy się ze Spider-Manem, obejmując zeszyty #129-133, Annual #3 i Ultimatum: Spider-Man. Requiem #1–2, ale to jedynie fragment wielkiej opowieści obejmującej zarówno przygody X-Men, Fantastycznej Czwórki, Kapitana Ameryki i Hulka, a na dodatek mini-serię Ultimatum. Jak widać, w tym albumie czeka nas jedynie fragment rozpisanej na dwadzieścia sześć zeszytów historii. Całości pewnie nie dostaniemy nigdy (a szkoda), choć nie przeszkadza to jednak w najmniejszym stopniu w odbiorze tego albumu. Gdyż jednak Bendis dołożył starań, by rzecz była zamknięta i samowystarczalna, a przede wszystkim świetna, ale i również bawiąca się motywami klasycznych „Pająków” tak, że ich fani są wprost zachwyceni.
Zanim jednak Ultimatum dochodzi do skutku, mamy świetną historię o powrocie dwóch ważnych postaci. Mowa o Venomie i Carnage, których wątki należały do czołówki najlepszych serii Ultimate. Teraz zyskują jeszcze większej dynamiki i widowiskowości. Akcja tomu jest znakomita, bohaterom i czytelnikom nie pozwala na złapanie oddechu. Atakuje nas zwrotami akcji i zaskoczeniami, zaś ważnych momentów jest tu mnóstwo, które wywołują emocje i potrafią zachwycić. Kiedy nadchodzi czas bardziej epickich, widowiskowych akcji… Cóż, gdyby to był kinowy blockbuster, jakiś epicki film, powiedzielibyśmy, że wszystko to wgniata w fotel. Lepiej nie da się tego określić.
Ultimate Spider-Man (Tom 11) to jednak rzecz zachwycająca nie tylko fabularnie, ale i graficznie. Stuart Immonen, teraz jakże znakomity artysta (wtedy dopiero na początku swojej kariery) był twórcą jeszcze niewprawnym, ale po tym tomie widać, jakże już świetnym. Operowanie światłem i cieniem, dynamika czy wygląd symbiontów, po prostu robią wrażenie. A w tej pracy nad tomem partneruje mu gościnnie m.in. Mark Bagley, czyli rysownik, który serią zajmował się przez pierwsze dziewięć tomów (i jeszcze wróci, ale nie uprzedzajmy faktów). Świetny kolor i rewelacyjne wydanie dopełniają wszystko wyśmienicie, a całość pozostawia po sobie uczycie niedosytu. Na szczęście kolejny tom już niedługo trafi na sklepowe półki. A póki co cieszmy się tym, bo jest czym. W końcu Ultimate Spider-Man to chyba najlepsza seria superhero ukazująca się obecnie na polskim rynku i jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek na niego trafiły.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.
Ważną kwestią jest to, że Spiderman nie traci na popularności czy to w Polsce czy w Ameryce. Że ma stałych fanów i fanki, którzy i które kupują komiksy z jego udziałem. Byłem już jakiś czas temu na filmie Spiderman- Bez drogi do domu. Na innych filmach nigdy nie było kompletu widzów w kinie a na tym był komplet.