„Thor: Love and Thunder” (2022) – Recenzja

Thor: Love and Thunder (2022)
Thor, Thorka, Star-Lord i inne takie

Marvel Studios zaserwowało nam kolejny dobry film. Tak w skrócie można podsumować to, co dzieje się na ekranie w Thor: Love and Thunder. Przyznam, że obok ostatniego Spider-Mana i nadchodzącej trzeciej części Strażników Galaktyki, to była ta produkcja, czwartej fazy MCU, na którą najbardziej czekałem i pokładałem największe nadzieje. I nie zawiodłem się. Może nie jest to film idealny. Jednak jeden z moich ukochanych twórców, Taika Waititi, po raz kolejny dostarczył mi rozrywki na poziomie.

Jeśli chodzi o fabułę… Cóż, zostawmy ten temat. Ma być zupełnie BEZ SPOILERÓW, więc będzie. Przejdźmy zatem do plusów i minusów.

O tych oczywiście ciężko jest mówić, bez wdawania się w szczegóły. Gdyż, akurat minusy, bardzo często i mocno związane są z konkretnymi elementami fabularnymi. Co nieco jednak powiedzieć mogę. Otóż, jako czytelnik, nie jestem wielkim fanem Thora, w wykonaniu Jasona Aarona. Cały jego run poświęcony Bogobójcy to nie moja bajka. Za to świetnie się bawiłem czytając jego przygody o Jane Foster, jako Gromowładnej. A film czerpie na potęgę, z obu powyższych serii. Wątek z filmowym Gorrem do moich ulubionych nie należy, choć trzeba oddać, że twórcy zrobili go nieco lepiej, niż tego komiksowego. Jednocześnie wiernie przenosząc na ekran, wiele komiksowych elementów (z konkretnymi grafikami włącznie). Poza tym, reszta mnie kupuje, nawet jeśli momentami miałem wrażenie, że zbyt wiele tu usilnych wzruszeń.

A skoro o grafikach i stronie wizualnej mowa, to film pod tym względem jest niezaprzeczalnie świetny. Świetny jest też humor całej produkcji. Sceny ze Star-Lordem należą do moich ulubionych z tego filmu, a całość po prostu „dobrze robi” oczom widzów (choć głównie za sprawą efektów specjalnych). Podobnie, „dobrze robi” nam aktorsko, chociaż Natalie Portman od kilku lat prezentuje spadek swojej formy, także tu nie wznosi się na wyżyny swoich możliwości. Nie zawodzi jednak, a cała reszta wypada bardzo dobrze.

Oczywiście poziom Thor: Ragnarok to to nie jest. Kilka elementów można by oczywiście zmienić, ale i tak Miłość i grom bije na łopatki pierwsze dwie produkcje z Gromowładnym. Mocno wpasowana w rozbudowane uniwersum, wykorzystuje swoje możliwości na satysfakcjonującym poziomie. Być może mogło być lepiej, ale i tak dostaliśmy porządne kino, o niebo lepsze od Eternals, Czarnej Wdowy czy Shang-Chi. Lepsze nawet od udanego sequela Doktora Strange’a i godnie kontynuującego jeden z najlepszych cykli MCU (bo tym przecież od zawsze był Thor). Warto. Warto też posiedzieć w kinie na napisach, bo po nich, czekają jeszcze dwie sceny oraz sporo emocji.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Diziti

Również oglądałem ów film i dla mnie Portman grała znakomicie. W owym filmie poruszono bardzo istotne wątki. Jak już ktoś mógłby się nie podobać to zdecydowanie i konkretnie Zeus. Aktor wcielający się kiedyś w Gladiatora. Wygląda bardzo źle. Szczyt swojej formy zdecydowanie i konkretnie ma już dawno za sobą. Sceny po napisach. Autor przygotowuje nas do następnej opowieści o Thorze. Gdzie super- złoczyńcami będą: Zeus oraz Herkules.

Kit kat

Czy Herkules będzie złolem niekoniecznie może się okazać że złoczyńcą może być kto inny a Herkules jako mniejszy złoczyńca zmieni zdanie w trakcie o thorze i będą walczyć z kimś innym.

Diziti

Taka sytuacja również jest możliwa.

3
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x