„Young Avengers Vol. 2” – Recenzja
Young Avengers Vol. 2
Na czym polega fenomen młodych herosów?
Ekipa Young Avengers – manipulujący rzeczywistością syn Scarlet Witch; jego chłopak: zmiennokształtny pół Skrull-pół Kree; podróżująca przez multiversum lesbijka, o wdzięcznym imieniu America; miłujący się w ziemskiej muzyce, jedyny ocalały Kree z innej rzeczywistości; nordycki bóg z kryzysem osobowości; biseksualny praktycznie-wszystko-wiedzący-ex-mutant i nie do końca hetero nowojorska łuczniczka. Brzmi jak fanfiction, prawda? Nic bardziej mylnego! Jest to jak najbardziej oficjalny, nowy skład Młodych Avengers, a moja krótka introdukcja jest tylko uproszczonym opisem tych niebanalnych osobowości.
Young Avengers jest drużyną bardzo bliską memu sercu, szczególnie za sprawą drugiego tomu, który „naprawił” w moich oczach to, co zgrzytało mi w tomie pierwszym. Każdy z nas ma swoje komiksowe preferencje, więc nie będę się teraz rozwodzić nad tym, co mi nie pasowało w początkowej odsłonie tej drużyny; powiedzmy tylko,że nie pałałam miłością do niektórych postaci które, ku mojemu zadowoleniu, nie wracają w vol. 2, a i zmiana rysownika była dla mnie miłą odmianą (sorry Jimmy Cheung).
O co tak właściwie chodzi?
Podstawę dla całej fabuły stanowi skomplikowana sytuacja, w jakiej znaleźli się Teddy i Billy po wydarzeniach przedstawionych w Young Avengers Vol.1 i Children’s Crusade. Odkrycie swojego prawdziwego pochodzenia, utrata rodziny i przyjaciół, do tego ciągłe odkrywanie granic swoich mocy i zmaganie się z dziedzictwem potężnych rodziców – nie są to rzeczy, z którymi spotykają się na co dzień przeciętni nastolatkowie, nie dziwne więc, że doprowadziły one do narastającej depresji Billy’ego i kryzysu w ich związku.
Po dość intensywnej rozmowie, Wiccan, jak na kochającego chłopaka i nieodrodnego syna Scarlet Witch przystało, postanowił zrobić to, co każdy mag w jego sytuacji by zrobił: wyciągnął panią Altman ze strumienia czasowego na sekundę przed jej śmiercią. Nie odrobił chyba przy tym swoich fanboy’owych lekcji, ponieważ zapomniał, że z igrania z czasoprzestrzenią nigdy nie wychodzi nic dobrego. Nie przewidział bowiem tego, że zamiast ukochanej matki Teddy’ego sprowadzi do swojego świata międzywymiarowego pasożyta, który zawładnie umysłami jego rodziców, żeby pożywiać się jego duszą. I tu zaczyna się zabawa.
Połączeni nieudanym zaklęciem, zmuszeni do ucieczki przed własnymi rodzicami, Young Avengers w składzie: Wiccan, Hulkling, Hawkeye, Loki, Miss Amierica, Marvel-Boy i Prodigy przemierzają multiversum, próbując pokonać Matkę. Kosmiczna podróż daje im czas na zmaganie się z własnymi demonami (dosłownie i w przenośni), zgłębianie swoich mocy oraz siebie samych.
Czego tu nie kochać?!
Young Avengers Vol.2 jest przepełnione „Easter Eggami”, które każdy fan z pewnością doceni. Popkulturowe wzmianki są rzucane nie tylko przez Teddy’ego i Billy’ego (największych fanboy’owych nerdów jakich widział Marvel), ale też Lokiego czy Noh-Varr. Ta dwójka często ujawnia swoją mutifandomową duszę, czy znajomość najróżniejszych nurtów muzycznych.
Chyba każdy z nas zadaje sobie czasem pytanie jak by wyglądało nasze życie, gdybyśmy dostali super moce? Kieron Gillen najwyraźniej zdawał sobie z tego sprawę i postanowił nam na nie odpowiedzieć tym właśnie komiksem. Komiksem, który jest dla mnie idealnym połączeniem dramatu, komedii i suspensu. Dodatkowo styl rysowania.
Autorka: Dircx