„Absolute Carnage: Avengers #1” (2019) – Recenzja
Absolute Carnage: Avengers #1 (2019)
Kolejny zeszyt mini-serii Absolute Carnage jest związany z grupą najpopularniejszych ziemskich superbohaterów – Avengers. Oni również mieli do czynienia z obcymi istotami z kosmosu – mowa tu o symbiontach, a dokładnie o Carnage’u. Wszystko zaczęło się w Doverton w stanie Colorado, gdzie doszło do inwazji sobowtórów czerwonego „kostiumu”. Jak to już w przypadku herosów bywa, Avengers dostali cynk i wybrali się do miasteczka, by pomóc niewinnym i uciśnionym. Niestety, nie wszystko poszło jak po maśle, gdyż nawet oni też stali się ofiarami symbiontu, bowiem przejął on nad nimi kontrolę na pewien czas. Jedyną osobą, jaka oparła się manipulacjom Carange’a (i zmianom w DNA przy okazji), był Spider-Man. To właśnie on razem z pozostałymi mieszkańcami miasteczka pomógł uwolnić Doverton oraz grupę Avengers od zgubnego wpływu czerwonego. Jednakże to jeszcze nie koniec przygód, ponieważ w każdym osobniku, z którym chociaż na chwilę związał się symbiont, zostaje cząstka obcego pochodzenia znana jako codex. Tym razem zadaniem Carange’a jest zebrać je wszystkie i uwolnić boga symbiontów – Knulla z jego więzienia. Casady zaczyna swą rzeź albo dołączając do siebie kolejnych sobowtórów, albo zabijając niewinnych nosicieli codexu.
Horda symbiontopodobnych stworów napada na Nowy Jork, którego obrońcami stają się Avengers, którzy jednocześnie walczą o swoje życie, bo to ich szuka chmara sobowtórów Czerwonego Kostiumu. Wśród nich jest Kapitan Ameryka, Hawkeye, Wolverine i Thing znany z Fantastycznej Czwórki. W trakcie szukania siedliska zła – miejsca gdzie przebywa Carnage, Hawkeye i reszta ekipy dotrze do podziemnego miasta czerwonych symbiontów, które dosłownie tętni życiem. Czy uda im się przeżyć spotkanie z metropolią Czerwonego Kostiumu? Tego dowiecie się po przeczytaniu komiksu.
Patrząc na zeszyt jako całość, jest on bardzo dopracowany. Ciekawa i pełna akcji fabuła to zasługa Leah Williamsa oraz Zaca Thompsona. Jestem wręcz pewna, że zarówno fani Carnage’a, jak i Avengers nie będą się nudzić. Bardzo cieszy mnie fakt, że monologi oraz dialogi obecne w tej pozycji są dość długie, ale nie męczą czytelnika, bo w tym samym czasie zawsze coś się dzieje, więc jest tu pewnego rodzaju równowaga. Nie ma tu także zbędnych retrospekcji, których obecność zaczynała mnie irytować w każdym zeszycie serii Absolute Carange, aczkolwiek na samym początku umieszczona jest krótka i zdecydowanie wystarczająca informacja o tym, co się zdarzyło, więc autorzy scenariusza mieli większe pole do popisu.
Warstwa artystyczna, szczególnie sposób zaprezentowania metropolii Carnage’a, zachwyciła mnie swoją drobiazgowością i pomysłowością. Kreska Alberto Alburquerque oraz Guiu Vilanowy wydaje się raczej powszednia, ale jednocześnie odpowiednio dobrana do wydarzeń mających miejsce w Nowym Jorku. Jest przede wszystkim dynamiczna i cudownie zgrywa się z fabułą. Dodatkowo świetnie oddana kolorystyka Rachelle Rosenberg epicko dopełnia rysunki artystów.
Uważa, że cały ten zeszyt to bezwzględny must-read dla fanów Absolute Carnage. Także sympatycy Avengers nie powinni nim wzgardzić.
Autorka: Lynn
Wreszcie spodobał się pani jakiś komiks. Czy dobrze zauważyłem jest pani bardzo wybredna.