„Avengers: Wielka wojna She-Hulk” (Tom 9) – Recenzja

Avengers: Wielka wojna She-Hulk (Tom 9)
Jeszcze jedna, ale nudniejsza wielka hulkowa wojna

Avengers Aarona. Czyli: było przeciętnie, ale jeszcze dało się czytać, potem zrobiło się gorzej, a teraz to już jest jakaś autoparodia – na dodatek autoparodia parodii, jaką ta seria była od samego początku. Z tym, że obecnie coraz mocniej widać, że scenarzysta nie ma na to wszystko pomysłu. Czytać się to da, ale niesmak, zawód i poczucie zażenowania z wtórności i bylejakości pozostaje.


Dziewiąty tom przygód Avengers z serii wydawniczej Marvel Fresh!
Źle się dzieje na planecie Ziemia. She-Hulk została uznana za globalne zagrożenie, a najpotężniejsi rosyjscy bohaterowie z Zimowej Gwardii planują ją porwać i postawić przed sądem. Co gorsza, Jen Walters znalazła się na celowniku Czerwonej Komnaty. Czy ta tajna kuźnia najlepszych zabójców świata zdoła ją złamać i siłą zmienić w kogoś… przerażającego?

Dodatkowo: Avengers rekrutują nowych, zaskakujących członków. A Ghost Rider szuka zemsty w multiwersum!
Autorem tej opowieści jest Jason Aaron, zdobywca Nagrody Eisnera i innych najważniejszych komiksowych wyróżnień, znany z takich serii jak: „Skalp”, „Thor Gromowładny” i „Potężna Thor”, „Punisher Max” czy „Conan Barbarzyńca”. Rysunki stworzył między innymi Javier Garrón („Inhumans kontra X-Men”, „Śmierć X”).


Omawiając poprzedni tom Avengers napisałem: Przeglądam ten komiks i widzę wciąż to samo. Widzę ogień, bohaterów wciąż w takich samych pozach, jak rozkładają ręce, jakby chcieli popisać się klatą i ogniem. No i taką popisówką jest ten zeszyt. Aaron bierze pomysł, który był już tyle razy – nawet u niego, bo podobne rzeczy wyczyniał wcześniej chociażby we wspólnej przygodzie Spider-Mana i Wolviego – i robi to jeszcze raz, ale tak samo, jak było dotąd. Masa bohaterów, potężna moc i… No leci to sobie w ten sposób dalej, na pełnej petardzie i tyle. I nic się od czasu tych słów nie zmieniło w serii.

Aaron serwuje nam absurdalny komiks, w którym nie ma co szukać sensu, ambicji czy pomysłowości. To rzecz, którą czyta się, jak ogląda reboot jakiegoś epic movie – niby jest to samo, co było (teraz odtworzenie schematu Wielkiej Wojny Hulka), ale bardziej widowiskowo, a przede wszystkim o niebo słabiej. Wiadomo, dla nowych czytelników, którzy nie znają wszystkich tych takich samych fabuł to może być pewna atrakcja, choć też nie jakaś duża, bo Aaron pisze zachowawczo i nijako, wiecznie próbuje coś zamaskować tempem, scenami rozwałki i sprawia wrażenie, jakby miał nadzieję, że cały ten ogień i mrok zaślepią czytelników i ci nie dostrzegą, jak grubymi nićmi wszystko to jest szyte i jak rozłazi się w szwach. Ale to i tak aż wali po oczach, a mimo akcji nudzi. Każda strona tej historii to właściwie żart, ale taki nieśmieszny, pozbawiony inwencji i w ogóle. Jakbym czytał fanfik średnio rozgarniętego gimnazjalisty…

Wygląda też to nieszczególnie, a całość to jedno wielkie rozczarowanie. A tu jeszcze seria trwa i trwać będzie. Szkoda. To, co zrobił Aaron bowiem, to chyba najgorsze komiksy o Avengers, jakie wyszły po polsku, a sporo tego było. Festiwal żenady, który dna nie osiągnął chyba tylko dlatego, że jeszcze coś zostawić musiał na następne odsłony.


Autor: WKP


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x