„Contagion #1” (2019) – Recenzja
Contagion #1 (2019)
Uniwersum Marvela umiera. Znowu. Po raz kolejny. Jeszcze raz…
Marvel właśnie zaatakował nas nowym eventem. Po porażce, jaką okazało się War of the Realms miałem wielką nadzieję na zmazanie tego niesmaku. I po części się to udało, ale jedynie po części, bo Contagion to wtórna w każdym calu i jedynie nieźle wykonana mini-seria, którą przeczytać można, ale niestety nie jest ona niczym koniecznym do poznania.
Na ulicach Nowego Jorku pojawia się nowe zagrożenie w postaci tajemniczej substancji, która niczym wampir wysysa moce ze zwykłych obywateli, jak i superbohterów. Kiedy okazuje się, że żadna siła ani nawet magia nie jest w stanie jej powstrzymać, rodzi się pytanie skąd się wzięła i do czego doprowadzi jej pojawienie się…
Ileż już razy świat Marvela stal na krawędzi zagłady? Ile razy ginął? Chyba nawet zagorzali miłośnicy nie zliczą. Jego ratowanie stało się tak nudne, jak uśmiercanie i ożywianie bohaterów i nudą wieje też w Contagionie. Od wampirycznej substancji atakującej i wysysającej ludzi (patrz: Spectacular Spider-Man: Głód), po odbieranie mocy (wśród niezliczonych przykładów warto wspomnieć znane doskonale w Polsce starcia Spider-Mana z Regentem) – to wszystko już było. Multum razy. I w o wiele lepszym stylu.
Plus jest taki, że ten pierwszy zeszyt czyta się szybko, lekko i przyjemnie. I całkiem nieźle wygląda to od strony graficznej. I to tyle. Może autorzy jeszcze mnie zaskoczą, ale wątpię. Tak czy inaczej jednak przeczytać całość można, choć nie oczekujcie cudów.
Autor: WKP
Marvel to Marvel. Trzeba poczuć jego styl.