„Empyre: Captain America #1” (2020) – Recenzja
Empyre: Captain America #1 (2020)
Kapitan Ameryka w Imperium
Kapitan Ameryka i imperium w tytule oto połączenie tak klasyczne, jak Spider-Man, moc i odpowiedzialność, X-Men i podróże w czasie czy Deadpool i Nawijka. Równie dobrze może być więc zupełną tandetą, jak i przyjemną rozrywką. Jak jest z zeszytem Empyre: Captain America? Na szczęście w tym wypadku mamy do czynienia z przyzwoitym komiksem, który daje całkiem miłe perspektywy na kolejne zeszyty.
The invasion has made landfall! Captain America stands on the front lines – but when the threat goes global even he won’t be enough to stem the tides! Will Captain America be able to find allies willing to fight alongside him – or will he fall in the face of this intergalactic incursion?
Kapitan Ameryka rusza na wojnę. Oczywiście z kosmicznymi siłami inwazyjnymi, które wybrały sobie Ziemię na miejsce swojego ataku. Standard, typowa fabuła dla najbardziej patriotycznego z Marvelowskich herosów, ale jednak w wypadku tego zeszytu sprawdza się ona naprawdę dobrze. Empyre: Captain America to nic ponad rozrywkę, ale rozrywkę dynamiczną i nie pozostawiającą wiele miejsca na nudę, więc jest się z czego cieszyć.
Poza tym zeszyt ten to złożony z typowych Marvelowskich schematów dodatek, w którym mamy właściwie samą akcję, czasem mniej, czasem bardziej spektakularną. Do tego dochodzą bardzo, bardzo udane ilustracje Ariela Olivettiego, które jeszcze podnoszą poziom całości i fakt, że na tle tie-inów do Empyre rzecz wypada naprawdę dobrze. Komu podoba się event, po ten mający składać się z trzech części dodatek śmiało może sięgnąć. Na pewno nie pożałuje, nawet jeśli zna już podobne opowieści niemal na pamięć.
Autor: WKP
A przecież niedawno Kapitan Ameryka stał na czele Hydry. I miał złe zamiary. Jak ta akcja szybko się zmienia.