"Guardians of the Galaxy #1-13" (2015-2016) – Recenzja
Łomot w kosmosie
Jak kosmos długi i szeroki, ciężko by było znaleźć barwniejszą i bardziej szaloną zgraję bohaterów niż moi ulubieńcy – Strażnicy Galaktyki. Śledzić ich przygody możemy od wielu lat, a na początku roku 2015 Marvel rozpoczął nową serię opowiadającą o przygodach tych kosmicznych kowboi. Po raz kolejny zadanie opowiedzenia ich historii wziął na siebie pan Brian Michael Bendis. Poza tym, że jest on jednym z czołowych scenarzystów Domu Pomysłów, odpowiedzialnym za wiele najważniejszych serii ostatnich lat, to również doskonale zna już Strażników. Jego współpracownikami tym razem są panowie Valerio Schiti, odpowiedzialny za ołówek, oraz Richard Isanove, zajmujący się tuszami.
W swojej burzliwej historii drużyna niejednokrotnie zmieniała swój skład i nie inaczej jest na początku tej opowieści. W rolę dowódcy drużyny z dużym animuszem wszedł Rocket Raccoon, zajmując miejsce Petera Quilla, który zajęty jest rządami na planecie Spartax. Strażnicy nie byliby Strażnikami, gdyby w ich szeregach nie znajdował się jednak Star-Lord, którego rolę pełni mutantka pochodząca z Ziemi – Kitty Pryde, narzeczona Petera (Star-Lady?!). Z tradycyjnego trzonu drużyny obecni są również Groot oraz Drax, a ze świeższych przyjaciół ponownie spotykamy Flasha Thompsona, czyli Venoma. Zupełnie nowym nabytkiem jest z kolei miłośnik spuszczania łomotu – The Thing, czyli Ben Grimm. Wraz z rozwojem wydarzeń do drużyny dołączają kolejni, dobrze nam znani członkowie: Gamora oraz Angela.
Zalążkiem opowieści jest jedna z wielu misji Strażników mających na celu pomóc utrzymać ład i porządek w galaktyce. Odbijają oni mianowicie z rąk kosmicznych łowców niewolników, Badoonów, pewien potężny artefakt. Z właściwym sobie rozsądkiem, Strażnicy zaplanowali wszystko… No, prawie. Nie mając pojęcia czym właściwie rzeczony artefakt jest i co z nim zrobić, postanawiają udać się po pomoc do samego Petera Quilla na planetę Spartax. W niedługim czasie miejsce to staje się areną wielkiej bitwy, która determinuje dalsze przygody naszych bohaterów. Do numeru 13 w czasie swoich wojaży zdążyli zwiedzić spory kawał galaktyki, po drodze wyzwalając planetę niewolników i obalając władzę Badoonów, zaś ich ostatnim przystankiem staje się Ziemia, gdzie zostają wmieszani w wydarzenia drugiej Wojny Domowej.
Muszę przyznać, że drużyna w obecnym, rozbudowanym składzie prezentuje się wręcz wyśmienicie. Starzy wyjadacze nie zawodzą i wciąż błyszczą, a nowi członkowie bez większego trudu dotrzymują im kroku. Za jedyny wyjątek można tu niestety uznać Venoma, który po raz kolejny w trakcie swych kosmicznych przygód nie otrzymuje od Marvela tyle miłości, ile powinien. Fenomenalnie w nowej roli wypada z kolei Ben Grimm, któremu kosmiczne realia ewidentnie sprzyjają – jego postać przyciąga uwagę i świetnie wchodzi w interakcję z pozostałymi bohaterami. Szczególnie dobrze wypada jego duet z Rocketem, a Groot chyba może pomału zacząć być zazdrosny o „kosmicznego szopa”. Można powiedzieć, że między bohaterami jest świetna chemia i jest to jedną z największych zalet tej serii.
Komiks bardzo przyjemnie prezentuje się również od strony wizualnej, Panowie Schiti i Isanove pokazali kawał dobrej roboty. Panele są bardzo przejrzyste i uporządkowane, zwraca uwagę świetna mimika bohaterów, która doskonale oddaje ich nastroje. Na słowa uznania zasługuje również przedstawienie większych scen bitewnych, które swoim rozmachem doskonale pasują do galaktycznego wymiaru Strażników.
Najmocniejszymi punktami tej serii, po raz kolejny w historii Strażników, są poczucie humoru, emocje oraz sami bohaterowie. Żarty i sarkazm są w komiksie wszechobecne i nieraz szczerze się zaśmiałem czytając, ale z drugiej strony autorzy nie popadają w przesadę. Komiks jest dobrze zbalansowany i dla równowagi znajdziemy tu również wiele ciekawych przemyśleń i refleksji bohaterów. Bardzo ważne jest również to, że każdy z nich ma też na którymś etapie opowieści swoje chwile chwały, kiedy cała uwaga skupia się tylko na nim, dzięki temu nie mamy uczucia, jakby któraś z postaci była niepotrzebna. Każda z nich jest pełnoprawnym członkiem załogi i razem stanowią naprawdę zapadającą w pamięć całość.
Całą serię jak do tej pory oceniam bardzo wysoko i uczciwie polecam ją każdemu fanowi komiksów, a dla miłośników Strażników Galaktyki jest to pozycja obowiązkowa. Z niecierpliwością czekam na kolejny etap ich podróży, gdyż w tle głównych wydarzeń serii pojawiają się również dawni wrogowie Strażników, Annihilus i Królowa Brood, którzy wspólnie spiskują przeciwko reszcie galaktyki. Zdaje się, że po raz kolejny wydarzenia na małej Ziemi i bratobójcze walki jej obrońców staną się przyczynkiem do wydarzeń, które mogą zmienić oblicze Galaktyki…
Autor: Failov