"Hulk #2" (2017) – Recenzja

„Nie mogę przestawać myśleć ‘normalnie’.”

Czy zdarzyło się komuś z Was uczestniczyć lub być świadkiem czegoś, co odbiło się na Waszej psychice, słabiej lub mocniej, w negatywny sposób? Cokolwiek by to nie było – kłótnia, choroba, z(a)łamanie, strata zwierzaka, etc. – nie chce się o tym pamiętać, ani nawet rozmawiać. Tak czy siak, takie sytuacje wywołują w nas lęk, co jest naturalne, i to może (nie musi) doprowadzić do PTSD, o którym napomknęłam w poprzedniej recenzji.

Jakakolwiek byłaby przyczyna, osoby z tym schorzeniem na nowo przeżywają traumę. Czasami są to koszmary w nocy, czasami brak snu, depresja, emocjonalne odizolowanie. Zdarza się, że są nimi też wytrącające z równowagi wspomnienia, pojawiające się w ciągu dnia. Brzmi znajomo? No, to sprawdźmy teraz, jak z tymi ostatnimi radzi sobie nasza kochana prawnik, Jennifer Walters.

Wraz z drugim numerem Hulk, jeszcze bardziej zagłębiamy się w umysł bohaterki, usilnie próbującej być taka jak wszyscy. Poczucie normalności zapewnia jej praca, do której stara się solidnie przykładać. Jak sama stwierdza, jest w tym dobra i lubi to co robi. Ja się sprzeczać nie będę, gdybym musiała wejść z kimś na drogę sądową, panna Walters byłaby pierwszym adwokatem, którego poprosiłabym o pomoc. Trzeba przyznać, że ma gadane i jest tego świadoma. Można by rzec, prawniczy ‘złodupiec’.

Na łamach kilkunastu kart, Jen spotyka się z właścicielem domu, który chce wyeksmitować jej klientkę. Spotkanie jest krótkie i bardzo rzeczowe, a gospodarz, pan Tick… No cóż, to typowy gbur, który myśli, że nic i nikt go nie ruszy, w końcu jest właścicielem kamienicy. Rozpięty górny guzik koszuli, złoty łańcuch na szyi, normalnie Rockefeller roku. Za to w końcówce historii został pokazany od, hmm… bardziej wewnętrznej strony.

W parku pojawia się też Florida Mayer, która chce napisać książkę o traumie i coś mi się wydaje, że regularnie będzie zaczepiać Jennifer w tej sprawie, dopóty ta druga się zgodzi. Zarówno pierwsze spotkanie z pisarką pod domem prawniczki, jak i to w parku, wytrąca kuzynkę Bannera z równowagi, a jej podskórna zieleń znów chce się ujrzeć światło dzienne, co nie tak łatwo powstrzymać.

Pomocną dłoń do Jennifer wyciąga jej asystent z kancelarii, Bradley. Zwierza się, choć to może zbyt duże słowo, że też stracił kogoś bliskiego, więc jakby co… Możecie mnie zabić, ale ja tego uroczego chłopca nie kupuję. Może to wynik zbyt dużej ilości teorii spiskowych i internetowych przynęt, a może przestałam wierzyć w naturalną ludzką dobroć. Albo po prostu jestem dziwna.

Ach, no i jest jeszcze to coś, co pojawia się znów na jednej z ostatnich stron tomiku. Nie mam zielonego pojęcia, kim ta postać jest i jedyne co na razie mi wiadomo, to fakt, że mieszka (?) razem z panią Brown, której obiecała pomóc Jen.

Druga część emocjonalnych rozterek Shulkie utrzymuje się na wysokim poziomie. Wymieniona na okładce trójka, Tamako, Leon i Milla, odpowiedzialni kolejno za scenariusz, rysunki i kolory, świetnie sobie radzą i nie zdejmują nogi z gazu. Ba, ja bym powiedziała, że nadal się rozpędzają. Ich praca jest przemyślana, nie ma tu nic przypadkowego: dialogi, kolory, kreska – wszystko się zazębia dokładnie tak, jak powinno. Według mnie w taki sposób artyści powinni pracować – świadomie.

Z pewnością wszyscy czekamy na moment, kiedy Walters nie wytrzyma i She-Hulk przejmie pałeczkę dyrygenta. Nie oszukujmy się, do tego ta seria musi doprowadzić, przynajmniej ja nie widzę innej opcji. Póki co nie ma przestoju, czy przedłużania opowieści na siłę; podkreślę to jeszcze raz, o całokształt serii starannie zadbano.

Osobiście jestem fanką rozmów Jen z podświadomością, nie przypadkowo zaznaczoną na zielono. Od zwykłego myślenia o kupnie przekąski, widzimy jak kobieta przechodzi kolejne załamanie i błaga o jego koniec, by za chwilę znów powtarzać mantrę o głębokim oddychaniu. Te dywagacje – swoją drogą, świetnie oddają to, jak kobieta próbuje sobie sama ze wszystkim poradzić – są zdecydowanie moją ulubioną częścią zeszytów.

Spotkałam się z opiniami, że ta seria jest nudna, bo przecież w innych komiksach i MCU jest tyle walk i efektów specjalnych. Fakt, nie uświadczymy tutaj spektakularnych bitew pomiędzy bohaterami, ale potyczka z samym sobą może być równie interesująca. Spokojnie, z czasem Jen wyleje z siebie całą żółć, która potrafi ją sparaliżować. Oj, przepraszam, zieleń nie żółć.


Autorka: Chemical House

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x