„Hulkverines #1” (2019) – Recenzja
Hulkverines #1 (2019)
Hulkverines od początku przykuło moją uwagę. Sama okładka mi wystarczyła, by chwycić za najnowszą serię od Grega Paka. Hulk i Wolverine kontra Weapon H, czyli ogromna bestia, posiadająca moce zarówno Hulka, jak i Wolverine’a. Bardzo się ucieszyłam, że przypadł mi w udziale właśnie ten zeszyt, gdyż uwielbiam czasami pooglądać piękną, komiksową nawalankę. Czy Hulkverines mnie nie zawiodło?
Clay Cortez ma dwójkę rozkosznych dzieci i cudowną żonę. Wiedzie im się naprawdę dobrze. Cała rodzina jednak wie, że sielanka nie może trwać wiecznie. Clay łapie infekcję, w wyniku której jego zdolności stają się niepohamowane. Wysuwają mu się szpony, a oczy przybierają czerwony kolor. W międzyczasie przybywa Bruce Banner, znany jako zielonoskóry Hulk, który wie o tajemnicy Corteza i pragnie odebrać to, co jego. Do zabawy wkrótce przyłącza się Wolverine. Czy dwójka herosów zdoła połączyć siły i pokonać potężną bestię? Jaką rolę w całym zamieszaniu odegra The Leader? Czy Hulkverine jest tak straszny, jak się wydaje?
Tak naprawdę to pierwszy zeszyt w znacznej części skupia się na postaci Clay’a Corteza. Twórcy prezentują go jako człowieka po przejściach, który pragnie zatroszczyć się o bezpieczeństwo swojej rodziny. Widać, że nie do końca jeszcze opanował swoje zdolności i zdaje sobie sprawę, że jego najbliżsi znajdują się w niebezpieczeństwie. Jego nagła choroba pogarsza tylko sytuację. Od początku czytelnik stara się utożsamić z Cortezem (przynajmniej ja miałam takie odczucia) i zastanawia się, czemu naprawdę Banner i Wolverine tak bardzo mieli by chcieć go unieszkodliwić. Clay wydaje się być równie zagubiony czy niepewny swego losu jak Bruce. Widać, że nie chce się przemienić. Może również stał się ofiarą nielegalnych eksperymentów? Podoba mi się taki zabieg, gdy autorzy przybliżają nam postać ‘’tego złego’’ i próbują pokazać nam historię z jego perspektywy.
W pierwszym woluminie nie ma jeszcze dokładnie zarysowanej relacji na linii Hulk-Wolverine, ale cieszę się, że obaj spotykają się, aby osiągnąć wspólny cel. Walka między Hulkverinem a Hulkiem była tak pięknie pokazana, że aż nie mogę się doczekać, gdy dwóch protagonistów połączy siły. Czuję, że to będzie prawdziwa jatka!
Za stronę graficzną pierwszego tomiku odpowiada Ario Aninoito, a za kolorystykę Morry Hollowell oraz Andrew Crossley. Bardzo podoba mi się kreska. Jest wyraźna i dokładna, dzięki czemu twarze i miny bohaterów wydają się bardzo autentyczne. Sceny akcji również prezentują się wyraźnie. Wszystkie ciosy czy uderzenia pokazane są szczegółowo i precyzyjne, co tylko uprzyjemnia czytanie. Barwy są dosyć ciemne, zimne i monochromatyczne. Podoba mi się, że w momentach, gdy zjawia się Hulk, występuje jaskrawy, bardzo charakterystyczny zielony. Interpretuję to jako hołd dla najsilniejszego herosa.
Ciężko mi na chwilę obecną ocenić pierwszy wolumin Hulkverines, gdyż na razie niewiele wiadomo na temat fabuły czy w ogóle tego, w jakim kierunku zmierza akcja. Uważam, że początek zapowiada się świetnie i liczę, że jeszcze same najlepsze sceny walk przede mną. Nie mogę się doczekać ukazania relacji między Hulkiem a Wolverinem. Chciałabym to zobaczyć i obym długo nie czekała, bo wydaje mi się, że to będzie warte zobaczenia.
Summa summarum, polecam Hulverines osobom, które lubią oglądać, jak piorą się po mordach dwie ogromne bestie, oraz fanom, którzy czekają, aż Logan pobrudzi się zieloną krwią. Mam wielkie nadzieje względem tej serii, także liczę, że się nie zawiodę.
Autorka: Rose (Vombelka)