„II Wojna domowa” („Civil War II”) – Recenzja
II Wojna domowa (Civil War II)
Bohaterowie znów poróżnieni.
W czasach Marvel Now zaczęto wracać do dwóch najważniejszych opowieści, jakie dla wydawnictwa stworzył Mark Millar. Dwóch największych kasowych hitów w dziejach Marvela i zarazem dwóch przełomowych historii, które na zawsze odmieniły oblicz całego uniwersum. Pierwszym z nich był oczywiście Wolverine: Staruszek Logan, drugim Wojna domowa, która trafiła także na ekrany kin w formie filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów. Event Tajne wojny pozwolił na chwilę wrócić do tych opowieści, ale wydawca nie zamierzał zmarnować potencjału i tak oto w Marvel Now 2.0 najpierw wystartowała regularna kontynuacja przygód starego Logana, a teraz w ręce czytelników trafia II Wojna domowa.
Jak niewiele trzeba by podzielić superbohaterów, świat dowiedział się już nieraz. Wojna domowa o to, czy herosów powinno się rejestrować i sankcjonować ich działalność, czy też nie, wywołała wielkie zmiany w całym świecie. Całkiem niedawno obrońcy Ziemi zostali też poróżnieni przez sposoby radzenia sobie z zagrożeniem, jakim były inkursje, wyniszczające kolejne wszechświaty. Teraz nadchodzi dla nich kolejny sprawdzian, kiedy na scenę wkracza Ulysses – Inhuman przewidujący przyszłość. Kapitan Marvel postanawia wykorzystać jego dar by zapobiec zbrodniom, które jeszcze się nie wydarzyły, ale Tony Stark sprzeciwia się takiemu podejściu do sprawy. Bo czy można aresztować kogoś za coś, czego jeszcze nie zrobił? Superbohaterowie zaczynają opowiadać się po jednej ze stron, a wydarzenia zaczynają nabierać tempa. Kiedy jednak dochodzi do tragedii, a konflikt przekracza granicę, zza której nie ma już powrotu, zaczyna się kolejna wojna domowa bohaterów. Jak ich spółczesność przetrwa to wydarzenie? I jaką cenę przyjdzie im za to wszystko zapłacić?
Brian Michael Bendis chyba nieźle poczuł się w butach Marka Millara. Nie dość bowiem, że najpierw w dobrym stylu przywrócił nam Staruszka Logana, a teraz atakuje drugą wojną domową. Pierwsza opowieść o starciu herosów nie była niczym oryginalnym, bo pomysł na rejestrację bohaterów i zmuszenie ich do oficjalnej działalności już w latach 80. wykorzystali Frank Miller i Alan Moore i nieszczególnie oryginalny jest także sequel. W końcu już na pierwszy rzut oka kojarzy się z Raportem mniejszości Dicka (oraz filmem Spielberga o tym samym tytule), ale przecież i w komiksach wykorzystano go nie raz. Weźmy choćby mangowe serie Inspektor Akane Tsunemori czy Enra z piekła rodem. Bendis zresztą podobną ideę wykorzystał w albumie Guardians of the Galaxy/All-New X-Men: Proces Jean Grey, gdzie przeniesiona z przeszłości Jean Grey sądzono za zbrodnie, których jeszcze nie popełniła. A to tylko kilka z niezliczonej ilości przykładów.
Ważne jest jednak nie to czy opowieść ta jest oryginalna, czy nie, a czy po prostu jest dobra. I ta jest. Nawet bardzo. Bendis tradycyjnie dla siebie bierze ograne motywy i przedstawia nam je po swojemu, wyciągając to, co w nich najlepsze. W konsekwencji powstała dynamiczna, wciągająca i naprawdę znakomicie opowiedziana historia superhero. Coś, co czyta się naprawdę przyjemnie i chciałoby się zobaczyć na wielkim ekranie. Naprawdę dobra szata graficzna świetnie wieńczy całości, a tradycyjnie znakomite wydanie stanowi przyjemną kropkę nad i. miłośnikom Marvela i Avengersów polecam gorąco i czekam na kolejne eventy.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Więc warto ten komiks kupić. Nie słucham recenzji, ale w tym wypadku zrobię wyjątek.