„Immortal Hulk #1” (2018) – Recenzja
Immortal Hulk #1
Hulk nieśmiertelny?
Hulk to jeden z pierwszych bohaterów Marvela, a przy okazji postać, przez którą (za sprawą manipulacji Lokiego) utworzył się zespół Avengers. Jak to z bohaterami Marvela bywa, przechodził różne transformacje, a to bardziej stając się człowiekiem, to znów zmieniając się w niemalże bezmyślną bestię. Jak inni herosi, doczekał się kilku różnych wersji samego siebie, przy okazji też zdarzało mu się pożegnać się z życiem, a teraz, jako Nieśmiertelny Hulk, powraca w nowej serii (Immortal Hulk) i co z tego wynika?
Hulk zginął zabity przez Hawkeye’a. Hulk wrócił. A może to tylko plotka? Gdy gazety zastanawiają się nad tym faktem, na pewien mały sklep napada pewien bandyta. Standard. Wszystko toczy się jednak jak we Wściekłych Psach – zabija wszystkich będących w sklepie, w tym także mężczyznę, którego oczy zaczęły jarzyć się zielonym światłem. Ciała trafiają do kostnicy i to właśnie tam z zabitym zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jak się domyślacie, Hulk powraca i zaczyna… trzaskać.
Cóż, nie będzie to długa recenzja. Nie jestem fanem Hulka, choć doceniam jego tragiczny potencjał (rzadko jednak przez twórców wykorzystywany) i ten zeszyt nie powalił mnie jakoś szczególnie na kolana. Ale Immortal Hulk to naprawdę niezła historia. Rzemieślniczo wykonana, bez większego novum i bez artystycznych zapędów. Jest tu akcja, dobre tempo, nieco popisów, ale choć nie ma nic poza tym, całość pozostaje klimatyczna i warta polecenia.
Warto tu bowiem, pomimo całego mojego narzekania, wyróżnić klimat zeszytu. Hulk zaczynał jako horror i do horroru wraca. Może w latach 60., kiedy debiutował groza nie była aż tak bardzo podkreślana. Trudno nie zauważyć zbieżności między nim a postacią Jekylla i Hyde’a, której chyba nikomu nie muszę przedstawiać, prawda? Teraz w opowieści o Zielonym Gigancie zaczynają gościć klimaty rodem z filmów o zombie i horrorów z lat 80. Mam nadzieję, że twórcy nie tylko je zachowają w kolejnych częściach, ale także i rozwiną jeszcze bardziej.
Najlepsze jednak i tak pozostają tutaj rysunki, które w dużej mierze – większej niż scenariusz – budują ów klimat grozy. Dość realistyczne, ale lekkie, dobrze oddające miejskie plenery i uzupełnione o pasujący kolor są miłe dla oka. Tu też nie ma wielkich rewelacji, jednak trzymają poziom lepszy niż wiele współczesnych serii. I choć ci, którzy Zielonego Olbrzyma nie trawią, pewnie nadal do całości się nie przekonają, miłośnicy Hulka i Marvela w klimatach horroru nie będą zawiedzeni.
Autor: WKP