„Lords of Empyre: Swordsman #1” (2020) – Recenzja
Lords of Empyre: Swordsman #1 (2020)
Swordsman of the Empyre
Lords of Empyre: Swordsman to bardzo ładnie zilustrowany zeszyt… I to właściwie tyle, co dobrego można na jego temat powiedzieć. Jak było we wcześniejszych zeszytach, tak i teraz Władcy Imperium stanowią jedynie mocno przeciętny, momentami nudnawy dodatek do eventu Empyre i chociaż scenarzysta stara się coś z tego wycisnąć, ramy w jakie został wtłoczony skutecznie mu to uniemożliwiają i to niestety widać.
THE SWORDSMAN HAS BEEN RESURRECTED! But there are more secrets than what lies beyond the grave… Join Swordsman and his son, Quoi, as they embark on a journey of discovery here on Earth – one they can’t walk back from!
Właściwie po tylu słowach narzekania na poprzednie zeszyty tego cyklu chciałbym już w końcu napisać na jego temat coś dobrego. Niestety nie mogę. Liczyłem, że najlepsze zostawiono nam na sam koniec, ale niestety. To tylko kolejne odcinanie kuponików, widowiskowe, wypełnione akcją, ale nic poza tym. Może gdyby było tu mniej gadania, które i tak nic nie wnosi, jeszcze zabawa byłaby niezła, jak niezłe są filmy oparte jedynie na efektach, jednak nic z tego.
Za to rysunki są dobre. Połączenie klasyki i nowoczesności, duża doza realizmu, dbałość o detale… Niezły kolor to smaczna wisienka na torcie, ale problem z tym daniem jest taki, że ładnie wygląda ono z zewnątrz, w środku zaś jest zakalcem. Zjeść się da, ale po co? Chyba jedynie dlatego, że mamy niedobór superhero w organizmie, a nic innego pod ręką. Ewentualnie uparliśmy się, że musimy przeczytać wszystkie tie-iny do Empyre. Jako przerywnik bowiem Lords of Empyre: Swordsman może sprawdzi się lepiej, niż samodzielny zeszyt, którym też przecież być powinien.
Autor: WKP
Zastanawiam się i zastanawiam dlaczego cały czas pisze się negatywnie o komiksach Marvela.