„Marvel Knights Spider-Man” (Tom 1) – Recenzja
Marvel Knights Spider-Man (Tom 1)
SPIDER-MAN DOJRZALSZY ACZ NIEPEŁNY
Mark Millar to jeden z moich ulubionych twórców. Świetny artysta, który lubi rzeczy mocne, kontrowersyjne, brutalne, łamiące schematy i najczęściej wykraczające poza tylko rozrywkę. Spider-Man, czyli mój ulubiony Marvelowski bohater, w jego wykonaniu był więc jak spełnienie marzeń. Z tym, że nie do końca wyszło tak, jak powinno. Dlaczego? Bo szata graficzna to nie moja bajka, a do tego polskie wydanie pozostawia wiele do życzenia. No i Millar ma w swoim dorobku zdecydowanie lepsze historie. Choć akurat fabularnie rzecz, mimo oparcia jej na zgranych motywach, jest naprawdę dobra. Oto komiks Marvel Knights Spider-Man.
Najgorszy koszmar Petera się spełnia! Nowy wróg poznaje jego tożsamość i zagraża jego bliskim. Tak zaczyna się szaleństwo: ciocia May zostaje porwana, a na Spidera czeka zastęp jego największych wrogów. Ale ma też pomoc w postaci Czarnej Kotki. Tylko czy to wystarczy?
Millar lubi wykrzywiać bohaterów i nurzać ich w brudzie. Uwielbia bawić się ich motywami i schematami. Ale w głównym nurcie często nie może robić tego, czego by chciał. I chyba nie mógł do końca zrobić tego ze Spider-Manem, tym bardziej, że nie tworzył tu jego alternatywnej wersji, a coś wpasowujące się w to, co dotąd powstało (fabularnie dzieje się to gdzieś w okolicy Amazing Spider-Man: The Book of Ezekiel). Więc pola do manewru dużego nie miał. Na dodatek na warsztat wziął zgrane motywy. A i tak udało mu się zrobić kawał dobrego komiksu, nieco dojrzalszego niż zwykle, czasem zaskakującego niemalże absurdalnymi pomysłami (kwestia symbionta) i bardzo przyjemnie wykonana.
Postacie pisane przez Millara mają w sobie coś ludzkiego, a zarazem coś przyjemnie nierealnego, niczym konkretne archetypy. Akcja jest konkretna i dynamiczna, są zagadki, żywe dialogi, świetne wczucie się w relacje i motywacje i… I nie ma końca. Bo Millar stworzył dwanaście zeszytów serii Marvel Knight Spider-Man, trzy zamknięte fabuły tworzące jedną, konkretną całość, a w ramach WKKM wydano jedynie dwie z nich. W cienkich tomach, w których śmiało można było jeszcze dopchnąć po dwa zeszyty, by opublikować całość. A tak zostajemy z historią niby w pewnym sensie zakończoną, ale rozgrzebaną i zostawiającą niedosyt. Żal tym bardziej, że w kolekcji mieliśmy sporo przeciętnych komiksów, wydanych bardziej kompleksowo…
Kolejnym minusem tego wszystkiego, jak już wspominałem, jest szata graficzna. Millar z Dodsonami współpracował już przy znakomitym Trouble i o ile tam ta kreska pasowała, tutaj wypada zbyt prosto, zbyt kreskówkowo i zbyt infantylnie. Kolor coś tam stara się ratować, sporo mroku też działa na plus, jednak przydałby się tu jakiś inny artysta, który dodałby całości realizmu i ciężaru, jakiego tu potrzeba.
Ale i tak warto. Dla scenariusza, dla dobrej akcji i dobrej zabawy. Szkoda, że nie dostajemy tu całości i szkoda, że to, co najlepsze i wszystkie odpowiedzi padają dosłownie w kolejnym zeszycie, już nie wydanym. Szkoda też, że nie postarano się o więcej dodatków, bo tomy są cienkie, a kilka słów o kulisach, wprowadzenie czy parę szkiców na krzyż nie rekompensuje niczego. Niemniej polecam i tak.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.