„Marvel’s Voices: Legends” #1 (2024) – Recenzja

Marvel’s Voices: Legends #1 (2024)
Ciche głosy

Kolejna antologia Marvela z serii Marvel’s Voices to, jak większość poprzednich, rzecz, która jakoś na kolana nie powala. Tytułowana tym razem jako Legends dawała nadzieję, że tematem zajmą się prawdziwe legendy branży, ale tak się nie stało. Zajęli się tym twórcy, których gwiazdami nie sposób nazwać. I zrobili to nie najgorzej, ale w ostatecznym rozrachunku znów, to co mogło być ważkie, ważne i bardzo dobre, okazuje się powierzchowne, spłycone i uproszczone.


Cornerstones of the Marvel Universe unite in this jam-packed special! Captain America graces the city skies – and dives headlong into the dangers of its alleyways. Misty Knight gets the anniversary treatment as she approaches fifty years of publication history! And – in a bold tale of corruption, abuse and the hope that springs eternal – Elijah Bradley makes an explosive return to the spotlight! All this and more from the program that brings you the world outside your window in real time – MARVEL’S VOICES kicks off a triumphant new year of stories!


Cóż, od lat coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nie tylko krótkich form komiksowych prawie nikt nie umie już tworzyć, ale że i po prostu Marvel nigdy sobie z tym za dobrze nie radził. Bo czy to w latach 80. wrzucał krótkie komiksy do wszelkich annuali i jubileuszowych wydań, czy robi antologie pokroju Czerń, biel i krew, za każdym razem okazuje się, że jest tam parę niezłych rzeczy, ale niczego naprawdę dobrego. Powiem, że właściwie nie pamiętam już żadnych z tych historii. I ten sam problem jest z Voices.

Są tu ważkie tematy, jak rasizm, są próby pogłębienia opowieści poprzez rozbudowę wątków rodzinnych, ale szybko okazuje się, że to jest tylko liźnięte, nie zgłębione. Twórcy mają niewiele stron na swoje historie, a brakuje im pomysłów a często i talentu, by domknąć w tych ramach coś, co zaskoczyłoby, ruszyło i jeszcze miało w sobie pewną głębię. Najlepiej wypada tu chyba historia o Czarnej Panterze i Storm, ale i ta jakoś nie zaskoczyła, choć przyjemnie koncentrowała się na uczuciach i relacjach. Reszty niemal już nie pamiętam.

Więc znów mogło być super, a wyszło blado i płasko. Ma to momenty, ma niezłą szatę graficzną, ale jak na coś, co miało być ważkie, nieść przesłanie i pokazać coś więcej… no nie wyszło jak wyjść powinno. Raczej jak kolejny typowy komiks rozrywkowy od Marvela, czasem z przesadnym patosem i tyle.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x