„Spider-Man: Śmierć Jean DeWolff” – Recenzja

Spider-Man: Śmierć Jean DeWolff
ŚMIERĆ JANINY WILCZYŃSKIEJ

Egmont wydaje serię Epic Collection, a Mucha Comics to wszystko czasem dopełnia. No i super. Wydany przez Muchę Spectacular Spider-Man, którego akcja dzieje się przed zapowiedzianym przez Egmont tomem Rzeź maksymalna i jest ważna dla ogółu losów postaci, już raz świetnie to zrobił (po nim zaś Venom: Zabójczy obrońca), a teraz robi to jeszcze Śmierć Jean DeWolff, która rozgrywa się w trakcie pierwszego z wydanych w Polsce Epiców (początek zaraz po opowieści Life in the Mad Dog Ward – druga część tomu zaś niedługo potem, jeszcze przed pojawieniem Venoma). Wypełnianie luk jednak, wypełnianiem, a co innego jak to wszystko wypada. Ale wypada dobrze, nawet bardzo. Peter David serwuje nam kawał udanej opowieści, ważnej dla postaci, ale i po prostu dobrej jako samodzielne dzieło superhero. Wtedy jeszcze były pomysły na takie historie, wtedy też wiedziano lepiej, jak to robić i wnikać w postać. I potrafiono pomieszać kryminał, thriller – czasem na granicy horroru – i lekkie superhero.

Zjadacz Grzechów. Taki przybrał pseudonim. A teraz, jak na mściciela, jakim sam się okrzyknął, przystało, chce mścić. Chce zabijać tych, których uważa za grzeszników niewartych chodzenia po tym, świecie. I zabija. A na początek z jego rąk ginie Jean DeWolff, przyjaciółka Spider-Mana, policjantka… Pająk rusza w pościg, podczas którego spotyka Daredevila – a spotkanie to stanie się brzemienne w skutkach dla ich relacji – i zaczyna się walka z czasem, której skutki będą niosły się echem już na zawsze…

Ważny to komiks. Może nie tak ważny (a na pewno nie tak wielki), jak Śmierć Stacych, ale… No właśnie, od śmierci Jean i pojawienia Sin Eatera (okej, nie ta kolejność, ale wiecie…) zaczyna się cała afera z Eddiem Brockiem i demaskacją jego artykułu, co prowadzi do tej długoletniej nienawiści do Petera, co będzie potem napędzało przez dekady Venoma. No ale zanim był Venom, mieliśmy właśnie to wszystko, te nasycone kryminalnym, thrillerowym klimatem historie, niewolne od akcji, ale i emocji (i puszczania oka do czytelnika, jak wtedy, gdy pojawia się Charles Bronson), stawiające na bardziej przyziemne rzeczy i kreowanie bohaterów robią wrażenie. Pater David, jak dla mnie, robi tu lepszą robotę niż w Hulku, bardziej to czuje albo bardziej potrafi oddać i wychodzi mu to świetnie.

No i można by tu pisać o tym i owym, ale zamiast tego lepiej przeczytać. Tym bardziej, że w końcu mamy po polsku i w fajnym wydaniu. No i tylko szkoda, że cenowo Mucha się nie postarała, bo można to było wydać w mniejszym formacie i z miękką okładką (wolę, bo miejsce na półkach z gumy nie jest, a sztywne to zawsze dodatkowe milimetry na każdym tomie), ale za to atrakcyjniej cenowo. No i w sumie ten tytuł nie do końca oddaje zawartość – ja wiem, że Śmierć Jean DeWolff fanom Spidera kojarzy się od razu, ale bardziej pasowałby tu np. Zjadacz grzechów, równie rozpoznawalny zbitek liter, a jednak bardziej oddający treść. No ale tego się nie czepiam, żeby nie było, po prostu mówię, jak to czuję.

No ale tak czy tak – warto. Takich Pająków już się nie robi – także graficznie, a tu klasyczna kreska świetnie wypada. I takich komiksów nam brakuje – tak, mamy Epici itp., ale takiej klasyki zawsze mało, tym bardziej, że współczesne opowieści tak bardzo zawodzą jakościowo. Więc kupujmy, bo może wtedy będziemy mieli ich więcej? mi by marzył się drugi tom Spidera zbierający prace DeMatteisa, bo jeszcze trochę ich było, wcale nie mało zresztą. Albo tak Avengers Boba Harrasa… Na razie można tylko pomarzyć.


Autor: WKP


Mucha Comics

Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Mucha Comics. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x