„Murderworld: Moon Knight #1” (2023) – Recenzja
Murderworld: Moon Knight #1 (2023)
Zapychacz
Z Jimem Zubem już tak jest. Raz serwuje dobry komiks, raz słabiznę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie robił tego w ramach jednej tylko mini-serii. Bo ten jego Murderworld to taki komiks w kratkę. Raz mamy zeszyty naprawdę dobre, a za chwilę takie, przez które brnie się ciężko i zastanawia, po co to było. I ta przygoda Moon Knighta należy właśnie do tej drugiej kategorii.
Under the harsh light of the moon there is no escape, and with only a handful of contestants left, anything can happen! Murderworld is a life-or-death game of treachery and tragedy brought to you by Jim Zub (Conan the Barbarian, Avengers: No Surrender), Ray Fawkes (One Soul, Constantine) and, illustrated by Luca Pizzari! Arcade and his schemes have been a punchline in the past, but this contest is no joke. Each issue ups the ante, and this penultimate chapter has some of the biggest twists yet. Don’t miss it!
Na wstępie pisałem, że ta seria w kratkę jest, raz fajna, raz słaba, ale doprecyzuję – taki jest i ten zeszyt. Parę stron udanych, za nimi masa mielizny i to, co miało być w założeniu całkiem całkiem, rozłazi się w szwach. I sypie właściwie na każdym kroku, jakby Zub miał pomysł, ale tak na jakieś 25-30 % całości, a resztę musiał czymś zapchać. Więc zapchał byle czym.
A tym byle czym jest akcja, która okazuje się jakaś taka za sensacyjna, za szybko poprowadzona, niewyważona i niezbyt dobrze dobrana. Zub chciał do tej serii wrzucić chyba wszystko, ale nie wszystko tu pasuje. To takie jednogarnkowe danie, rzecz w tym, że zamiast skupić się na dobrym obiedzie, wrzucono tu i zupę, deser i jeszcze kompotem zalano. A nie tędy droga.
Ot nieźle narysowany przeciętniak. Na poziomie pomysłu to może i brzmiało spoko, ale zabrakło odpowiedniego wykonania. Choć może Murderworld coś nam tam nam jeszcze pokaże, jak już bywało.
Autor: WKP