„New X-Men: Z jak Zagłada” (Tom 1) – Recenzja
New X-Men: Z jak Zagłada
Nowe, stare kłopoty
New X-Men powracają. Jedna z najciekawszych serii z mutantami, stworzona przez duet Grant Morrison / Frank Quitley, która przed laty odświeżyła przygody X-Menów i wyniosła ich na nowy poziom, w naszym kraju nie przyjęła się najlepiej. Kiedy w roku 2004 zaczęto wydawać ją w ramach Dobrego Komiksu – serii będącej próbą reaktywacji TM-semicowej idei tanich komiksów dostępnych w kioskach (tanich, ale dobrze wydanych – za wydrukowany na papierze kredowym ok 50-stronnicowy zeszyt trzeba było zapłacić 5-6 zł), doczekaliśmy się czterech części, zanim seria została przerwana. Powód? Brak zainteresowania czytelników, których odstraszało ambitniejsze podejście do komiksu. Fani zostali więc z niedokończoną opowieść, która na szczęście w 2013 roku powróciła w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, gdzie w dwóch tomach wznowiono wszystkie te zeszyty w nowym przekładzie, a także dokończono całą opowieść. Teraz Mucha wraca do tej serii, oferując nam pierwszy zbiorczy tom. Co prawda nie zawiera on wszystkich dotychczas wydanych w naszym kraju zeszytów (a szkoda, bo tom kończy się w połowie story arcu Imperialni), ale jeśli nie znacie jeszcze tej serii, koniecznie powinniście sięgnąć po ten album.
Mutanci nigdy nie mieli lekko, ale teraz ich sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Nie dość bowiem, że muszą stawić czoła nowym niezwykle zabójczym Sentinelom i Casandrze Nova, telepatce, która rasie mutantów zapewnia prawdziwą apokalipsę, to jeszcze nasilają się protesty przeciw mutantom. Gdy pojawia się człowiek, który odkrył jak pozyskiwać od mutantów ich zdolności i przeszczepiać ludziom, każdy posiadacz genu X może stać się jego przymusowym dawcą. Emma i Scott zostają złapani i mają posłużyć organizacji U-Men jako źródło mutanckich. Tymczasem U-Men atakują szkołę dla mutantów, której, oprócz dzieci, pilnuje tylko Jean…
Z jak zagłada (czy jak kto woli W jak wymarcie, bo pod takim tytułem całość ukazała się w naszym kraju po raz pierwszy) to kawał naprawdę świetnej historii. Dużo trupów, dużo krwi, dużo emocji, dużo zaskoczeń… Świetnie napisana, skłaniająca do myślenia, intrygująca – długo można by wymieniać. Grant Morrison, legendarny brytyjski scenarzysta, postanowił odmienić X-Menów, jednocześnie wracając do ich początków i porzuconej na długie lata tematyki prześladowań i antymutanckich protestów. Całość spodobałaś się tak bardzo, że magazyn Wizard umieścił Z jak zagładę na 45. miejscu listy komiksów wszech czasów, stawiając ponad takimi opowieściami, jak Hellboy: Spętana trumna, Strangers in Paradise, Rękawica nieskończoności, Doom Patrol czy Batman: Długie Halloween. Z komiksów o X-Men jedynie Czasy minionej przyszłości i Saga Mrocznej Phoenix znalazły się wyżej. I chociaż nie do końca zgadzam się z tak wysoką pozycja, album ten to absolutne musisz to mieć dla fanów X-Menów i ciekawa pozycja, prezentująca wysoki poziom i mogąca stać się zaczątkiem przygody ze światem mutantów, czy medium komiksów w ogóle dla nowych odbiorców.
A rysunki? Są dobre dopóki zajmuje się nimi Quitley. Potem jest gorzej, ale i tak całość daje radę, a świetne wydanie dobrze wszystko uzupełnia. Nic więcej chyba już dodawać nie trzeba. Chyba tylko tyle, że to najlepsza z opowieści morrisonowego runu, dynamiczna, unikająca dłużyzn… Bardziej jednak czekam na kolejne odsłony i szansę przeczytania po polsku tego, co dotychczas nie trafiło na nasz rynek.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Mucha Comics. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
X- MEN cały czas te same kotlety. A ludzie mimo wszystko je jedzą. Nie ma żadnych dolegliwości. Czyli czegoś co jest powoduje niestrawność.