„Rise of the Powers of X” #1 (2024) – Recenzja

Rise of the Powers of X #1 (2024)
Strzał w kolano

Już tak w komiksach o X-Men jest, że ktoś wpadanie na dobry pomysł, zrobi coś fajnego, a i tak ktoś inny będzie to odwracał. Bo ludzie chcą wciąż tego samego nudnego schematu, że życie mutantów się wali i muszą walczyć. I tak w kółko. I od nowa. No i dokładnie to daje nam ta nowa historia, która nijak mnie nie kupuje. Nie wiem, ale wszystko to taka sztampa, że czytam i ziewam z politowaniem kręcąc głową, bo ile razy można odświeżać ten sam nudny od lat schemat? Spójrzmy zatem na Rise of the Powers of X #1.


THE FIGHT FOR KRAKOA HAS BEEN LOST! Ten years ago, the mutants returned from their exile to try and reclaim the Earth from the forces of Orchis. They failed. Now, within the victorious Orchis with their gauntlet choking the world, Nimrod and Omega Sentinel put their plan within a plan into action. They are to summon their binary god to consume everything in their accession. All that stands between them is the X-Men. What can they do? They’re the X-Men. They’ll find a way. That’s their power. So begins a story beyond time and space, with the rise of powers beyond our petty human intelligence. From writer Kieron Gillen (IMMORTAL X-MEN, UNCANNY X-MEN) and artist R.B. Silva (POWERS OF X, CAPTAIN AMERICA: SYMBOL OF TRUTH) comes half of the story that will bring the Krakoa Age to its conclusion!


Gillen stara się coś z tego wyciągnąć, nie przeczę, wątki z Moirą, czyli jedna z najciekawszych rzeczy, jakie seria ma do zaoferowania od dawna, jeszcze jakoś dają radę. Ale cały ten koncept wydarzeń tej mini-serii – i całe eventu, z jakim jest związana – po prostu stanowi zawód. A już pomysł, żeby zabić… no sami przeczytacie kogo – to dla mnie strzał w kolano niestety. Ja wiem, że Gillen dobrym twórcą nie jest i musi chwytać się brzytwy w postaci klasycznych fabuł, ale zaczyna to wyglądać, jak kolejna wariacja rodem z Dark Phoenix Sagi.

Oczywiście plusy zeszyt też ma. Poza tymi drobnymi w fabule, rzecz jest całkiem widowiskowa, lepiej wypada niż to, co poprzednio pokazało nam to wydarzenie, a przy okazji graficznie jest naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że twórcy idą po najmniejszej linii oporu i kiepskimi zagrywkami znanymi każdemu od dekad próbują wykrzesać w nas emocje i wzruszenia. Ale nie udaje im się, ja głównie ziewałem.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x