„Thor: Lightning and Lament #1” (2022) – Recenzja
Thor: Lightning and Lament #1 (2022)
Thor daje radę
Macchio dał radę, chciałoby się powiedzieć. I powiedzieć można, bo rzeczywiście radę dał. Co prawda one-shot Thor: Lightning and Lament #1 sprawia wrażenie odcinania kuponików od kinowego hitu i nie jest to historia, którą szczególnie warto znać, jednak ta niezobowiązująca opowiastka jest całkiem przyjemna i warta poznania przez fanów.
The Mighty Thor has abandoned Asgard in her greatest hour of need, leaving the Realm Eternal in the hands of his half brother Loki, in the absence of its rightful ruler, Odin. With Asgard under assault by legions of trolls, and the Lady Sif hovering near death due to a possibly fatal wound suffered in battle, can anyone save the Golden City from annihilation?
Szybko, bez nudy, bez zbędnego gadania. Scenarzysta od razu przechodzi do akcji, nie bawi się w szukanie świeżości, bo wie, że nie znajdzie, więc celuje w dobrą akcję. Są komiksy, które nie potrafią poradzić sobie z wtórnością, są autorzy, którzy najwyraźniej nie mają świadomości, że robią powtórkę z rozrywki i nie potrafią podejść do tego na luzie. Ale Macchio do nich nie należy.
Jego Thor nie jest komiksem, który by coś wnosił. Nie jest też historią, która szczególnie zapadnie w pamięć, ale jako kilku-kilkunastominutowa rozrywka dla fanów sprawdza się dobrze. Właściwie o treści trudno jest tu pisać bez wnikania w nią, a wnikać tak naprawdę nie ma w co (najlepiej jak byście odkryli ją sami) ale i tak tkwi w tym pewien urok. Urok niezobowiązującej historii, w sam raz na nieco zabawy z komiksem w ręku.
Graficznie jest podobnie. Nie ma szału, ale jest całkiem miło. O niebo lepiej niż na beznadziejnej okładce, największym minusie zeszytu. Grafika okładkowa powinna być jak najlepsza, zachęcać do sięgnięcia po komiks, ta niestety odrzuca, ale środek podnosi jakość całości.
Lubicie Thora? Mało Wam jego przygód w oczekiwaniu na film? Sięgnijcie śmiało.
Autor: WKP