„Venom War: Carnage” #1 (2024) – Recenzja
Venom War: Carnage #1 (2024)
Carnage pretekstowy
Torunn Grønbekk pisze i, jak na nią, mogło być zdecydowanie lepiej. Bo ogólnie fabułą prosta, nie za wiele się dzieje, nie porywa, a i trochę za wolno jest na razie prowadzona – zupełnie, jakby to miała być fabuła na jeden zeszyt, a rozciągnięta została na trzy – ale z drugiej strony całkiem dobrze obrazuje ona postać. Więc jako kreacja Carnage’a całkiem spoko, ale fabuła jednak trochę zawodzi. Oto komiks Venom War: Carnage #1 (2024).
You can’t have a war without CARNAGE! As Dylan and Meridius rally their troops, Carnage has plans of his own. Could they involve the new deadly-to-symbiotes weapon he discovered in CARNAGE #8? And whose side will he ultimately be on? Writer Torunn Grønbekk and artist PERE PÉREZZ bring you a new series that’s just as blood soaked as you would hope!
Fabularnie pretekstowa rzecz, mająca jakoś uzasadnić to, co się dzieje, choć w przypadku Carnage’a w zasadzie uzasadniać nic nie trzeba, bo to trochę taki marvelowski Joker, który robi, co mu przyjdzie do głowy, byle było szalone i krwawe. Jednocześnie Grønbekk, jak zawsze, fajnie kroi postać, pokazując nam dlaczego Carnage należy do najbardziej przerażających i niebezpiecznych istot w Marvelu. Tylko, że ta fabuła mogłaby być lepsza, bo mimo akcji od samego początku, okazuje się dość niemrawa.
Ale sympatyczne rysunki podnoszą trochę jakość całości. Bo mają klimat, mają sporo realizmu, ale i lekkości. I po prostu wpadają w oko, choć nie jest to coś, co zostanie ze mną na dłużej. Summa summarum, można po zeszyt sięgnąć. Acz nie jest to nic, co musielibyście przeczytać.
Autor: WKP