„WKKM #144 – Spider-Gwen: Ścigana” – Recenzja
Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #144
Spider-Gwen: Ścigana
Gwen Stacy (od paru lat znana jako Spider-Gwen) to zdecydowanie jedna z najważniejszych postaci kobiecych w historii komiksu. Wymyślona w 1965 roku. Uśmiercona zaś osiem lat później. Dzięki swojemu zgonowi (będącego przy okazji jedną z najlepszych opowieści, jakie wydał Marvel) stała się niezwykle popularna. Od tamtej pory powracała powracała co rusz. A to jako klon, to znów w alternatywnych wersjach. Nikt więc nie mógł sądzić, że kiedy Slott wymyślił jej kolejną wersję, tym razem jako Spider-Woman, odniesie ona jakiś szczególny sukces. Tymczasem postać, która powstała właściwie do jednorazowego użytku na potrzeby eventu Spiderversum, tak spodobała się fanom, że już wkrótce doczekała się własnej miniserii. Niedługo potem także i regularnej serii. I właśnie ową miniserię, wraz z jej debiutem w drugim zeszycie Edge of Spider-Verse wydano właśnie w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Z uwagi na to, że jest to naprawdę dobra opowieść, powinien sięgnąć po nią każdy miłośnik Pajęczaka.
Fabuła całości nie jest ani zbyt odkrywcza, ani szczególnie skomplikowana. Oto Gwen Stacy w trakcie szkolnej wycieczki zostaje ukąszona przez radioaktywnego pająka i zyskuje niezwykłe moce. Peter Parker, jej kolega i szkolne popychadło, w obronie którego stawała nie raz, chcąc pokazać na co go stać, wypróbowuje na sobie pewną substancję. Ta przemienia go w Lizarda (Jaszczura). Wszystko kończy się niestety tragicznie. Peter ginie, a Gwen nie jest w stanie go ocalić. Dziewczyna zaczyna superbohaterską karierę, ale poluje na nią policja, z jej własnym ojcem na czele. Jakby tego było mało, dziewczyna musi radzić sobie zarówno z potężnymi i dziwacznymi wrogami, jak i z problemami życia osobistego. Chodzi w końcu do liceum i gra w zespole Mary Janes, a nie łatwo jest być uczennicą i perkusistką, kiedy trzeba walczyć o dobro i sprawiedliwość…
Spider-Gwen to nic innego jak kolejna wariacja na temat Spider-Mana. Było ich już całe mnóstwo, a Slott i inni twórcy z okazji Spiderversum wymyślili ich jeszcze kilka, ale to właśnie ona zdobyła największą popularność. Szkoda, że z jednoczesną polską premierą tego eventu nie wydano wszystkich tie-inów. Szkoda również, że Spider-Gwen ukazuje się w ramach WKKM – to prawda, że mamy świetnie wydany tom w znakomitej cenie, ale tylko jeden. Egmont natomiast zapewne wydałoby całą serię. Nie ma jednak co narzekać, trzeba cieszyć się z tego, że mamy ten komiks po polsku i że jest to naprawdę udana opowieść.
Ciekawe jest już samo przepuszczenie genezy Spidera i wątków znanych z serii przez krzywe zwierciadło alternatywnego świata. Fani Pajęczaka będą więc doskonale się bawić, odnajdując te smaczki. Ale fabularnie historia sama w sobie też jest ciekawa; nieco bardziej poprowadzona w stylu współczesnych komiksów dla młodzieży, ale mimo to udana i wciągająca. Postacie też są udane, przygody tak samo. Szata graficzna całości również wypada świetnie: prosta, ale mająca w sobie to coś. Rysunki czasem kojarzą się z ilustracjami Paula Pope’a, kolor jest może co prawda zbyt krzykliwy i jaskrawy, niemniej pasuje do całości. Do tego dobre wydanie, choć tym razem wzbogacone o dość skromne dodatki, i dobra cena. Miłośnicy Spider-Mana będą bardzo, bardzo zadowoleni.
Autor: WKKP