„Age Of Conan: Bêlit, Queen Of The Black Coast #1” (2019) – Recenzja
Age of Conan: Bêlit, Queen Of The Black Coast #1 (2019)
Wojownicza, piracka księżniczka
Po dość udanej reaktywacji przygód Conana, Marvel postanowił sięgnąć głębiej i wyciągnąć ile się da ze świata stworzonego przez Roberta E. Howarda. Tym samym odkurzona została postać Bêlit – córki Króla Piratów i pierwszej wielkiej miłości Cymeryjczyka. Przez ponad tysiąc dni dwójka ta siała postrach, plądrując każdy, nawet najmniejszy kawałek Czarnego Wybrzeża. Nie mieli sobie równych do czasu…, Ale może o tym jeszcze przeczytacie w komiksie, więc nie będę serwować spoilerów.
W pierwszym zeszycie Age of Conan dostajemy solidny origin story, z klasyczną tragedią popychającą zuchwałą bohaterkę do działania. Łatwo można przewidzieć, że Bêlit będzie musiała przejść ciężką i najeżoną niebezpiecznymi przygodami drogę od narwanej córki pirata do statecznej, ale nie mniej dumnej i pewnej siebie Królowej Czarnego Wybrzeża. Można by z tym polemizować, gdyby nie podpowiedź w trzystronicowym fragmencie opowiadania Bone Whispers zamieszczonego na końcu zeszytu, którego fabuła jest dość przesunięta w czasie w stosunku do komiksu.
I w zasadzie o fabule pierwszego zeszytu nie da się wiele więcej powiedzieć. Wszystko dopiero się zaczyna, ale też dość łatwo przewidzieć, co będziemy dostawać w kolejnych zeszytach, nawet nie znając powieściowego oryginału. Obstawiam, że prócz odzyskaniu statku ojca, Bêlit będzie musiała się w jakiś sposób zmierzyć, ze swoją matką, której postać została tak enigmatycznie przedstawiona w pierwszym zeszycie, a potem to już będzie stara dobra piracka robota. I nie jest to niczym złym. Wszystkie przygody Conana charakteryzowały się niemożliwym i mocno awanturniczym wydźwiękiem, dlaczego więc nie poczytać podobnych o silnej i zadziornej kobiecie? Dla mnie bomba, ale problemem jest wybór postaci. Bez znajomości przygód Cymeryjczyka (i kilku starych komiksów z Dark Horse), przeciętny czytelnik, zachęcony tytułem serii, mocno się zdziwi, ponieważ Conana w niej nie uświadczy przynajmniej przez kilka zeszytów. Nawiązania do świata Howarda też są na tyle nieliczne i wytrawne, że raczej nie przemówią do nowego czytelnika. To zadanie przypada głównej bohaterce i grafikom.
O Bêlit, poza tym, że jest chodząca młodocianą furią, wiele powiedzieć się nie da. Bardziej pasuje mi jej starsza wersja, przedstawiona w opowiadaniu na koniec. Pozostaje dać jej trochę czasu na dorośnięcie. Za to grafiki, to zupełnie inna para kaloszy. Każdemu śledzącemu poczynania polskich rysowników na garnuszku Marvela, z pewnością nie umknął charakterystyczny styl Kasi Niemczyk, której rękę rozpoznajemy już przy pierwszych kadrach komiksu. Pewna bajkowość poszczególnych kadrów doskonale wpisuje się w nieco mityczny, nieco baśniowy charakter świata stworzonego przez Howarda. W połączeniu z ciepłymi i intensywnymi kolorami Jasona Keitha, świetnie dopełniającymi styl Kasi, może to prowadzić do skojarzeń o idyllicznym charakterze historii, ale nic bardziej mylnego. Fabuła dość szybko to naprostuje.
Jeśli już przy grafikach jesteśmy, należy wspomnieć o niesamowicie misternej okładce Sana Takedy, która doskonale ściąga na siebie uwagę. Szczegóły są niesamowicie dopracowane począwszy od najmniejszego elementu biżuterii na pojedynczej rzęsie skończywszy. Wszystko tak doskonale zgrywa się ze sobą, iż mamy ochotę śledzić linię pojedynczego pukla włosów, tylko po to by zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi. Oczywiście, przy tak detalicznym skupieniu się na postaci, tło jest delikatniejsze, bardziej sugestywne, ale przy dłuższych oględzinach dostrzeżemy elementy zwiastujące krwawość przygód Bêlit.
Podsumowując, pierwszy zeszyt Age of Conan otwiera dobrą, choć klasyczną historią. Zachęca niesamowitą okładką i cudnymi, przyjemnymi dla oka grafikami. Miłośnicy Howardowskich przygód Cymeryjczyka, z pewnością odnajdą sie w awanturniczych perypetiach Bêlit. Pozostali zaś będą musieli dać historii większy kredyt zaufania wierząc, że ich nie zawiedzie. Myślę jednak, że spokojnie można to zrobić. Bo któż nie lubi szalonych morskich wypraw, poszukiwań skarbów i potyczek z morskimi potworami? No cóż, ja w każdym razie należę do miłośniczek takowych.
Autorka: Powiało Chłodem
Będę brutalny. Rysunki Niemczyk do Belit mi kompletnie nie leżą. Są zbyt lekkie w konwencji i jakby to powiedzieć… prostackie. Dobrze nadawałyby się do komiksu o superbohaterach, ale tutaj to wygląda jak ilustracje do niskobudżetowego spin offa Piratów z Karaibów. No taki MarveloDisney wyszedł. Jeszcze dodam, że statki bardzo kiepsko narysowane, w maksymalnie uproszczony, umowny sposób, jakby rysowniczka zrobiła research w pół godziny opierając się na jakichś podstawowych przekrojach czy miniaturowych makietach. Wygląda to sztucznie bardzo, brak nastroju i poczucia realizmu, pokład pusty jakby ktoś odkurzaczem go wyczyścił a potem jeszcze zaprosił perfekcyjną panią domu do poprawienia. No jednak nie… Czytaj więcej »