„Conan – Miecz barbarzyńcy: Kult Kogi Thuna” (Tom 1) – Recenzja
Conan – Miecz barbarzyńcy: Kult Kogi Thuna
Heroic Marvel Fantasy
Conana można lubić, można nienawidzić, może być on Wam też obojętny jak całe tego typu heroic fantasy, jednak nie znać nie wypada. Najlepiej oczywiście zaznajomić się z pierwowzorem, a jeśli nie trawicie podobnych lektur to chociaż z filmową wersją (oczywiście tylko z Arnoldem Schwarzeneggerem, bo nową adaptację lepiej jest przemilczeć). Ale są też komiksy. Klasyka z Conanem, które w Polsce ukazują się w oddzielnej kolekcji, okazała się całkiem udana, ostatnio zaś bohater nie tylko wrócił pod skrzydła Marvela, ale i stał się tam częścią głównego uniwersum. W Polsce kilka opowieści o nim spod marvelowskiego szyldu mogliśmy już czytać, teraz nadszedł czas na serię Conan – Miecz barbarzyńcy pisaną przez znanego z cyklu Deadpool – Gerry’ego Duggana. I jest to seria całkiem niezła, nie wybitna, ale za to oferująca naprawdę znakomitą szatę graficzną.
Conan trafia na statek piratów. Kiedy ujawnia swoją siłę zaskoczonej załodze, dowiaduje się o nieznanym kulcie, którego ślady prowadzą na wybrzeże Stygii. Barbarzyńca będzie musiał użyć całej swojej siły i sprytu, żeby przedostać się przez zrujnowane miasto i zdobyć skarb strzeżony przez wyznawców Kogi Thuna. Dowodzi nimi czarnoksiężnik, który nie cofnie się przed niczym, by obronić swojego boga.
Gerry Duggan to scenarzysta, którego fanem nie jestem. Owszem, stworzył kilka udanych komiksów o Deadpoolu, więcej jednak zaserwował nam przeciętnych. Średnio też sprawdził się w innych seriach, zarówno tych, które mogliśmy czytać w Polsce (spójrzcie tylko na tie-iny do Ataku na Pleasant Hill), jak i nie, więc średnio pociągał mnie Conan w jego wykonaniu. Ale też i nie na scenariusz tutaj liczyłem – jeśli już to na powielenie typowych schematów, które zawsze nieźle się czyta i to właśnie dostałem – a na rysunki Rona Garneya. I nie zawiodłem się.
Garney, którego z pewnością pamiętacie, jako ilustratora Wolverine’a i kilku innych komiksów, pisanych przez Jasona Aarona, to znakomity rysownik. Jego ilustracje są realistyczne, dynamiczne, przyjemnie brudnawe, a także w dobrym stylu łączą typowo amerykańską estetykę z europejskimi klimatami. Klasyczny komiksowy Conan, wówczas jeszcze czarno-biały, też mocno korzystał ze stylistyki opowieści obrazkowych ze Starego Kontynentu, co stanowiło jeden z największych plusów tamtych opowieści. Dobrze więc, że także i ta seria podąża podobną ścieżką i nawet kolor wypada tu przyjemnie.
Ale przecież fabuła też jest całkiem niezła. To po prostu heroic fantasy z barbarzyńcą w roli głównej. Twardzi faceci, niezwykłe wydarzenia, akcja, walki… Wiecie doskonale czego się spodziewać i co tu dostaniecie. Kto więc Conana lubi, śmiało może po ten tytuł sięgnąć. A reszta? Cóż, kto wie, może przekona się po nim, by poznać całe, jakże bogate uniwersum tej postaci.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Lubię komiksy ale jakoś film Conan bardziej do mnie przemawia. Choć przecież to wiekowe produkcje.