„Domino #1” (2018) – Recenzja

Domino #1 (2018) – Marvel Legacy
Domina

Marvel, podążając ścieżką, gdzie obecne trendy spotykają się z tym, co wydawnictwo oferowało w latach 90. ubiegłego wieku, po piętnastu latach przerwy postanowił dać Domino kolejną solową serię z jej przygodami. Po składającym się z zaledwie trzech zeszytów runie z roku 1997 i czteroczęściowym wydanym sześć lat później, bohaterka ta, nie miała szczęścia do swoich solowych przygód. Jak jednak wypada nowa seria? Co prawda nie ma sensu ukrywać, że jet to seria opublikowana tylko na fali zainteresowania postacią wywołaną zbliżającą się premierą filmu Deadpool 2 (gdzie Domino oczywiście się pojawia), jednak jest to całkiem niezła historia rozrywkowa i czyta się ją przyjemnie, choć na większe refleksje nie macie tu co liczyć.

Kim jest Domino? Dla tych, którzy tego nie wiedzą, powiem, że to najemniczka zrodzona w wyniku tajnych eksperymentów, które miały dać poddawanym nim obiektom niezwykłe moce. Oczywiście poprzez mutację genetyczną. Problem z eksperymentami był taki, że praktycznie nikt ich nie przeżył. Nasza bohaterka wydostała się z pomocą dobrych ludzi, w końcu jednak przebudziły się w niej moce i reszty możecie się już domyślić. W ostatecznym rozrachunku powstała postać, która wydaje się być skrzyżowaniem Black Cat ze Shriek. Z tą pierwszą ma wspólne moce – jest nadludzko sprytna i zawsze spotyka ją szczęście (Kotka też miała farta, choć na zasadzie pecha sprowadzanego na innych), z tą drugą łączy ją bardzo podobny wygląd.

Tyle tytułem wstępu. Co jednak czeka na naszą bohaterkę w najnowszym, trzecim woluminie przygód? W skrócie, pada pytanie, kiedy wyczerpią się jej moce i co wtedy będzie. Pytanie, z którym Domino musi się zmierzyć…

Lekka, prosta i szybka – taka jest lektura tego zeszytu. Historia napisana przez Gail Simone, która w swojej karierze pisała najróżniejsze serie, od przygód Supermana dla Action Comics, przez Wonder Woman i JLA, po Deadpoola. Na swoim fachu zna się więc znakomicie, a przy okazji dobrze się też czuje w tej opowieści. Jak pisałem na początku, nie oferuje w niej żadnej głębi, nie robi też rewolucji ani niczego wybitnego. Domino to jednak całkiem niezły komiks. Typowo rozrywkowy, prosty, ale dostarczający dość niezłej zabawy, by nie żałować kilkunastu minut poświęconych na jego lekturę.

Szata graficzna też wypada nieźle. Trochę brudna, trochę niechlujna, daleka od okładkowej gładkości i mangowych naleciałości. Jest przyjemna dla oka i dobrze pasuje do całości. Podobnie rzecz ma się z kolorem. Nie jest to co prawda żaden artyzm, jednak swój urok ma. Jeśli więc macie ochotę na lekki komiks akcji z kobiecą bohaterką w roli głównej, śmiało możecie po Domino sięgnąć. W innym przypadku jednak będziecie raczej niestety rozczarowani.

PS. Fani Deadpoola znajdą tu także gościnny występ ich ulubieńca.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x