„Murderworld: Avengers #1” (2022) – Recenzja
Murderworld: Avengers #1 (2022)
Avengers kontra miejska legenda
Aż chciałoby się w tym miejscu zapytać ale co tu się odp… odwaliło?! Bo trudno inaczej, no i trudno nie. Sam pomysł jest jak najbardziej spoko. Sama historia też, kurczę, są tu świetne sceny, ale kto tu wcisnął Avengers, no kto? Tak, tak, wiem, Jim Zub, nie o to jednak chodzi. Po prostu to byłby naprawdę dobry komiks, gdyby wrzucić tu bohaterów bez mocy, jakichś pobocznych, jak Jarvis, Happy czy ktokolwiek w ten deseń i zrezygnować z Arcade’a, stawiając na kogoś nowego. A tak rozdźwięk między fabułą rodem z miejskiej legendy, a superhero wypada niestety fatalnie.
Ready. Set. Die! Hundreds are killed every year in an elaborate secret tournament run by a sadistic man with nearly limitless resources at his fingertips.It’s not an urban legend. It’s not a myth – MURDERWORLD is real! It’s online, and the gruesome truth has been hidden from everyone except its victims – until now! Meet Paul Pastor, the extraordinary young documentarian who’s going to expose it all…with some super-powered help. The Black Widow has a personal grudge to settle with Murderworld mastermind Arcade – but can she stop this game before it kills again?
Komiksy o Arcade’ie są dla mnie tak samo mało atrakcyjne, jak o Mojo. Nudzi mnie to, czasem żenuje, odstręcza. Bo wciąż mamy to samo, raz za razem, do znudzenia, a już nie kupowało mnie to, kiedy stykałem się z nimi po raz pierwszy. Wydawało się więc, przez chwilę, że Zub znalazł fajny sposób na przełamanie tego, jako posmak miejskiej legendy, horroru, ale nie, wszystko szybko zatraca się w przeciętnej akcji.
A szkoda. Bo czasem jest tu klimat, czasem jest ciekawie – konkretne sceny, nie całość – czasem można też było coś z tego wycisnąć. Ale nie z Avengers, bo z nimi ginie całe zaplecze emocjonalne, jakie mogłoby tu być. Ginie całe to przejmowanie się tym, czym przejmować powinniśmy. No i nie ciekawi nas, co będzie dalej, nie ciekawi nas o co w tym wszystkim może chodzić. Byle tylko skończyć.
Szkoda. Szkoda potencjału. Szkoda też fajnych rysunków. Mogło być dobrze, mogło być coś naprawdę fajnego, a wyszło… Sami widzicie. Chyba, że Zub zaskoczy nas czymś jeszcze.
Autor: WKP