„Punisher Max” (Tom 9) – Recenzja

Punisher Max (Tom 9)

Czarno odzianego mściciela z białą czachą na klacie nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, bowiem większość z nas już go zna. Czy to z komiksów, gier, czy to też serialu Netfilxa. Na co dzień rozprawiający się z gangami i niesprawiedliwością w Nowym Jorku, Punisher od lat prowadzi swoją własną wojnę, która nie ma końca. Pokolenia mafijne zmieniają się i rosną w siłę, a Frank niestety nie młodnieje. Czy stary, dobry Castle jest w stanie stawić czoło kolejnym złoczyńcom oraz jego własnej tajemnicy, którą odkrył nemezis Daredevila – Bullseye? Tego dowiecie się w dziewiątym tomie serii Punisher Max od wydawnictwa Egmont Polska.

Punisher Max

Po krwawym spotkaniu z Bullseyem, Frank ląduje w więzieniu, gdzie nie jest mile widziany. Więźniowie pochodzący z różnych gangów i szumowiny  Nowego Jorku już ostrzą kły, planując zemstę na Castle’u.  Każdy chce zabić Punishera i stać się legendą. Tym bardziej, gdy słyszą jak pokiereszowany został w ostatniej walce. Gangsterzy są świadomi, że szybko się z ran nie wyliże. Czekali jednak na odpowiedni moment, nawet pomimo faktu, że był on prawie bezbronny… Prawie. W tej całej sytuacji bez wyjścia pojawia się „dobra dusza”, która pomaga Frankowi w zamian za drobną przysługę. Castle tym razem nie odmawia. Chodzi o wykończenie Kingpina, który trzęsie całym miastem. Totalnie rozbity i bezsilny mściciel zaczyna zbierać arsenał i szykować się do kolejnej wojny. Tym razem możliwe, że do ostatniej w jego życiu. To stracie może okazać się niestety jego końcem.

Fabuła komiksu jest niezwykle przemyślana i wartka, do tego podszywana jest  retrospekcjami, które często zaburzają bieg wydarzeń, ale i tym razem są one dodane w odpowiednich miejscach, tłumacząc dlaczego Frank wybrał taką, a nie inną drogę. Cały komiks jest przepełniony przemocą, która jest nieodzownym elementem życia Punishera. Frank pomimo swoich niedoleczonych starych, a także nowo zadanych, ran dalej daje rade nawet młodszym od niego najemnikom. Osobiście uważam, że jedynym minusem jest tutaj sposób rozprawienia się z Bullseyem. Myślałam, że zakończenie ich walki będzie o wiele bardziej  spektakularne.

Co do warstwy artystycznej Steve’a Dillona – zawsze narzekałam na jego kreskę i zbyt pośpiesznie wykonane rysunki, chociaż tym razem pozbawiona detali, sztywna i wręcz zimna kreska, fantastycznie oddała klimat całej opowieści, dodając jej powagi i elementów grozy. Kolorystyka spod ręki Matta Hollingswortha jest fantastycznie dobrana do stylu Dillona. Pełno tu kontrastujących ze sobą barw. Rysunki nadają jeszcze większej brutalności całemu tomowi.

Całość jest zamknięta w przepięknej twardej i matowej oprawie. Gdy otwieramy księgę widzimy błyszczący papier z fantastycznym drukiem, którego nie powstydziłoby się żadne wydawnictwo. Egmont, bo to jego sprawka, obdarowuje nas jeszcze materiałami dodatkowymi, bowiem na końcu tego tomu możemy odnaleźć scenariusz z alternatywnym zakończeniem. Cena również jest odpowiednia, ponieważ ten tom kosztuje zaledwie 89,99 zł (za 292 stron świetnej lektury).

Tomik składający się z zeszytów nr #12-22 Punisher Max oraz specjalnego wydania świątecznego oceniam bardzo wysoko. Wszystko ze sobą fenomenalnie współgra i tworzy odpowiednią całość. Pozycję polecam głównie fanom mocniejszych historii wydawnictwa Marvel  oraz tytułowego mściciela.


Autorka: Lynn


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Diziti

Jestem fanem tego bohatera.

1
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x