„The Unworthy Thor #1” (2016) – Recenzja
The Unworthy Thor #1
Odkąd pamiętam, w kręgu moich zainteresowań zawsze pojawiała się mitologia, zwłaszcza ta nordycka. Chłonęłam wszystko co tyczyło się Wikingów, Asgardu i potężnych bogów. Nic więc dziwnego, że kiedy zaczęłam swoją przygodę z Marvelem, moim ulubionym bohaterem z miejsca stał się Thor Odinson.
Mając w pamięci wydarzenia opisane w evencie Original Sin – kiedy Nick Fury szepcze coś Thorowi do ucha, a Odinson ląduje wraz z Mjolnirem na Księżycu, bezskutecznie próbując unieść swój młot, stając się nagle niegodnym jego mocy – czekałam z niecierpliwością na powrót syna Odyna we własnej komiksowej serii. W między czasie próbowałam skupić się na przygodach Jane Foster, jako „całkiem nowej, całkiem innej” Thor, ale dopiero pierwszy numer The Unworthy Thor przyprawił mnie o przyspieszone bicie serca.
Nie wiem jak wy, ale osobiście jeśli sięgam po komiks z bliską mi postacią, to oczekiwania wobec lektury mam ogromne i boję się rozczarowania. Pierwszą oznaką, że w przypadku The Unworthy Thor wszystko musi być dobrze, było nazwisko osoby odpowiedzialnej za scenariusz. Jason Aaron, bo o nim mowa, historię Thora opisuje od lat, zna go więc na wylot. A jak rozpoczął opowieść o Niegodnym?
Odinson stracił młot, ale nie nazwisko. Ciągle jest synem Odyna, równie silnym i walecznym co przedtem, tyle tylko, że bez Mjolnira czuje się jak bez ręki. Co z niego za Bóg Piorunów, skoro nawet one przestały odpowiadać na jego wezwania? By poprawić sobie humor, skupia się na jedynej rzeczy, która może na chwilę odwieść go od czarnych myśli – na skopaniu kilku paskudnych tyłków, które należą do bandy Trolli i ich króla Ulika. To, że Thor Trolli nienawidzi widać na kolejnych kilkunastu stronach, gdzie leje się krew, a nasz bohater walczy jak w amoku. W tej widowiskowej potyczce Odinsonowi pomaga nie tylko jego topór, Jarnbjorn, ale także magiczny, przerośnięty kozioł, Toothgnasher. Zwierzak zwany przez Thora „Zgrzytaczem” jest świetną siłą bojową, międzygalaktycznym środkiem transportu, a nawet czymś w rodzaju domowego pupila, który, jak trzeba, aportuje różne przedmioty.
Krótko po walce dostajemy obraz człowieka (tak, człowieka, nie boga) złamanego. Historia zatacza koło i gdy na powierzchni Księżyca Odinson rozmyśla nad ścieżką odkupienia, znikąd pojawia się nowy Watcher ofiarujący Thorowi słowa będące drogowskazem. Gdzieś istnieje bowiem drugi Mjolnir, który czeka na swojego prawowitego właściciela. Przeskakując z Księżyca w okolice Starego Asgardu, tchnięty nadzieją Odinson spotyka starego kumpla o końskiej twarzy, rozpoczynając wraz z nim wędrówkę po utraconą godność.
Trzeba przyznać, ze Aaron po mistrzowsku potrafi zbudować napięcie, mając do dyspozycji ograniczoną ilość kart komiksu. Nie widzimy tu wielu wydarzeń, ale przez to możemy skupić się na psychologicznym wydźwięku tej historii. Thor będący w depresyjnym stanie, postępuje tak, jak zachowałaby się większość z nas, tracąc coś cennego. Miliony pytań bez odpowiedzi, otępienie, nierzadko alkohol i desperacka próba udowodnienia samemu sobie, że jest się coś wartym – to takie ludzkie i prawdziwe. A kiedy wydaje się, że wszystko już stracone, a reszta życia będzie wyglądać tak samo, pojawia się światełko w tunelu, za którym podąża się z nadzieją na lepsze.
Jasona Aarona w tworzeniu przygód Thora wspiera, nie od dziś, swoimi rysunkami Olivier Coipel. Podobnie jest tutaj, w The Unworthy Thor. Ilustracje Coipela tworzą iście mitologiczny klimat, bardzo w stylu fantasy. Delikatnie bajkowe, a jednocześnie tak naturalne kreski oddają każdą emocję, której doświadcza bohater. Bez problemu dostrzeżemy drobne zmarszczki na twarzach postaci, czy napinające się mięśnie podczas scen walki. Dzięki pracom Coipela komiksowe panele żyją, a całości dopełniają pastelowe kolory. Bardzo ujęło mnie to, że na ilustracjach pojawiają się szczegóły kojarzące się ze skandynawskimi wojownikami, np. drakkar. Zachwycam się stroną wizualną tego numeru, gdyż kojarzy mi się ze starymi rysunkami Grzegorza Rosińskiego, który tworzył inną (choć nie marvelową) serię traktującą o Wikingach – mojego ukochanego Thorgala.
The Unworthy Thor #1 to obiecujący początek ciekawej historii, przedstawiającej walkę, przede wszystkim z samym sobą, o dawny honor i pozycję. Ten piękny graficznie komiks, to nie opowieść o bogu, a o człowieku ze wszystkimi jego słabościami. Tak ludzkiej strony Odinsona jeszcze nie znaliście, a ja nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego solowego powrotu tego bohatera. Na dobrą sprawę ten pierwszy zeszyt może przeczytać każdy – nie trzeba znać na wyrywki wszystkich przygód Thora. Starzy wyjadacze po prostu będą mieli o czym myśleć, wysnuwając teorie w oparciu o inne komiksy, a nowi w tym świecie mogą od razu dać się porwać interesującej opowieści. Wszyscy natomiast powinni nastawić się na jedno: w poszukiwaniu Mjolnira, do biegu, gotowi, start!
Autorka: Zireael