„Thor: Gromowładna” – Recenzja
THOR: GROMOWŁADNA
Zawsze musi być Thor…
Parę lat temu w komiksowym świecie Marvela zaszło kilka zmian, które nie od razu przypadły fanom do gustu. Umarł Wolverine, Steve Rogers przekazał tarczę i tytuł Kapitana Ameryki czarnoskóremu koledze, Samowi Wilsonowi, a co do Thora, cóż, została nim kobieta! Był szok, niedowierzanie i czysta złość na scenarzystów Domu Pomysłów. Przyznaję, że osobiście długo nie dopuszczałam do siebie takich rozwiązań. No bo jak to, mój ulubiony Thor Odinson stał się niegodny Mjolnira? Byłam wściekła do tego stopnia, że serię z Gromowładną traktowałam z odrazą i czytałam po łebkach tylko po to, by być na bieżąco. Oczywiście do czasu… Dziś, gdy praktycznie znam finał tej historii (znajdziecie go w obecnie ukazującej się na amerykańskim rynku, dobiegającej końca serii The Mighty Thor), towarzyszą mi zupełnie odmienne odczucia i cieszę się jak dziecko, że mogę zacząć wszystko raz jeszcze, od początku. A zapewniam, że warto.
Komiks Thor: Gromowładna wydany w naszym kraju przez wydawnictwo Egmont bezpośrednio kontynuuje wątki ze znanej już polskim czytelnikom serii Thor: Gromowładny; obie historie łączy też nazwisko scenarzysty, Jasona Aarona, specjalisty od wszystkiego co w Marvelu związane jest z Thorem i Asgardem. Prezentowany tu album to przekład oryginalnego, kolekcjonerskiego wydania Thor Vol. 1: The Goddess Of Thunder; w którym znalazło się pięć pierwszych zeszytów serii nazwanej pierwotnie po prostu Thor (z 2014 roku).
Jeszcze w evencie Original Sin Nick Fury wyszeptał Thorowi do ucha tajemnicze słowa (jakie? Zainteresowanych odsyłam do mini-serii The Unworthy Thor), które sprawiły, że Mjolnir przestał być posłuszny jego rozkazom, nijak nie dając się ruszyć z miejsca. Teraz okazuje się, że sztuka ta nie udaje się także Trzem Wojom ani nawet samemu Odynowi, który powrócił do Asgardii, by ponownie objąć rządy, chociaż Wszechmatka, Freja, nie zamierza tak łatwo ulec mężowi. Tymczasem wrogowie nie śpią – załamany, niegodny Odinson i przepychanka o władzę w królestwie bogów są im bardzo na rękę. Natomiast leżący na księżycu młot niespodziewanie podnosi kobieca ręką, bo zawsze musi istnieć jakiś Thor.
Nie pomylę się pewnie, zakładając, że 99 procent z Was zna doskonale tożsamość nowej Thor, lecz 4 lata temu dla czytelników nie było to takie oczywiste. Na tym etapie opowieści również bohaterowie w niej występujący nie mają tego komfortu. Prowadzi to do wielu spekulacji, prywatnego (momentami zabawnego) śledztwa Odinsona, a Wszechojca doprowadza do szału. Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że Odyn to taki mądry i dobry władca, po lekturze Gromowładnej zmienicie zdanie. Freja nazywa go tyranem, chociaż moim zdaniem to za łagodne określenie (jak ona z nim wytrzymuje?). Okrycie kim jest „złodziejka młota” przesłania Wszechojcu zdolność logicznego myślenia: losy Ziemi i jej mieszkańców nic go nie obchodzą, a żeby dotrzeć do prawdy nie zawaha się sięgnąć po niebezpieczną broń. Patrząc na jego obłęd można odnieść wrażenie, że poniekąd to on właśnie jest głównym złoczyńcą tych pierwszych zeszytów.
Oczywiście prawdziwy zły także się pojawia. Aaron jednak tak lekko i z humorem prowadzi tę historię, że z Malekithem – bo o niego chodzi – można w pewnym momencie nawet sympatyzować. Używając swojego sprytu nierzadko kojarzy się z Lokim, w bardziej okrutnej wersji, a jego rozmowy z Gromowładną są jednymi z najjaśniejszych elementów tego albumu: wyobraźcie sobie nieco dworskie słownictwo (w końcu to król Mrocznych Elfów), w które subtelnie zostaje wpleciona nutka jadu i chęć wybadania przeciwniczki, dodajcie jeszcze do tego kilka określeń na nową Thor – dla mnie bajka! Przy okazji wielkie brawa należą się tu tłumaczowi. Przy paru zwrotach ubawiłam się lepiej, niż czytając oryginał.
Co do samej tytułowej bohaterki – Thor nie bardzo jeszcze wie, co potrafi i jak używać takiego ustrojstwa jak Mjolnir. Jej początkowa nieporadność jest bardzo na miejscu, bo biegłość w superbohaterskim fachu wymaga praktyki, więc znowu punkt dla Aarona za takie przedstawienie tej kwestii. Przyjemnie się śledzi pierwsze poczynania Gromowładnej, tym bardziej, że do dyspozycji dostajemy także wgląd w jej myśli.
Równie dobrze, a nawet jeszcze lepiej, nową Thor się ogląda. Za stroną graficzną albumu stoją Russell Dauterman (rysunki #1-4), Matthew Wilson (kolory #1-4) i Jorge Molina (rysunki i kolory #5). Ilustracje zeszytów #1-4 to ten rodzaj kreski, jaki lubię najbardziej: jest czysto i realistycznie, a jednocześnie bardzo w klimacie fantasy; wraz z żywymi kolorami szkice tworzą magiczną otoczkę pasująca do mitologicznych korzeni Thora. #5 zeszyt jest z kolei w nieco bardziej kreskówkowym stylu; Molina nie skupia się tak na detalach, jednak i jego prace są miłe dla oka.
Thor: Gromowładna spełnia swoje zadanie przedstawienia nowej bohaterki, zostawiając czytelników z kilkoma niewiadomymi dla podtrzymania zainteresowania serią. Nie trzeba znać na wyrywki historii marvelowego Thora, by cieszyć się w pełni lekturą. Wszystko co musicie wiedzieć, odkrywacie wraz kolejną przewracaną kartką, a to sprawia, że całość czyta się bardzo płynnie. Opowieść o nowej właścicielce Mjolnira na początku wydaje się nieskomplikowana, ale z czasem przybywa w niej dramatyzmu. Póki co to sympatyczna historia, którą Jason Aaron opatrzył odpowiednią porcją dowcipu, by nawet najwięksi przeciwnicy zmian w kanonie Marvela uśmiechnęli się pod nosem. Bądźcie więc bardziej jak Freja, a mniej jak Odyn i dajcie szansę nowej Thor.
Komiks wydany został w miękkiej, błyszczącej oprawie ze skrzydełkami, z dwoma grafikami na początku i na końcu. Standardowo historia nadrukowana została na półmatowych kartkach. Na końcu jako dodatek znajdziemy galerię okładek alternatywnych/wariantowych (parę z nich naprawdę zasługuje na uwagę). Cena okładkowa albumu to 39,99 zł.
Autorka: Zireael
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.