„X-Men: Punkty zwrotne – Plan x-terminacji” – Recenzja
X-Men: Punkty zwrotne – Plan x-terminacji
DEATH OF X
Równo trzydzieści lat temu, w kwietniu i maju 1994 roku, wydawnictwo TM-Semic zaserwowało nam opowieść, która teraz wraca w zbiorczym w i końcu pełnym wydaniu. X-Men: Punkty zwrotne – Plan X-Terminacji, czy jak chce tego oryginał X-Tinction Agenda, to jedna z bardziej znanych i przy okazji jedna z najlepszych xmenowych opowieści w ogóle. Przy okazji to też ważna historia, więc znać wypada, a nawet trzeba, jeśli jest się fanem marvelowskich mutantów. A przede wszystkim to po prostu jeszcze jeden dobry komiks z dawnych lat, który przetrwał próbę czasu i pokazuje, że jednak to, co najlepsze, Marvel wydawał w latach od 70. do wczesnych 2000.
Poznajcie przełomowe momenty historii mutantów Marvela w serii „X-Men – Punkty zwrotne”!
Drużyny X-Men, New Mutants i X-Factor stały się celem x-terminacji. Żeby ocalić bliską osobę, ci pierwsi musieli przypuścić szturm na Genoshę – wyspiarskie państwo, które uczyniło z mutantów niewolników. Jednak pamięć mieszkańców Genoshy jest długa, a ich zemsta – bezlitosna… Wkrótce New Mutants oraz X-Factor, również wciągnięci w ten konflikt, odkryją, że za sznurki pociąga tu ich stary wróg, jeszcze potężniejszy niż dawniej. Mutanci z trzech słynnych drużyn zostaną porwani, pozbawieni mocy, poddani praniu mózgu i zmuszeni do walki. Czy zdołają wygrać starcie z militarną potęgą całego państwa?
Autorami tej opowieści są legendarni twórcy tacy jak Chris Claremont, Louise Simonson, Jim Lee, Rob Liefeld czy Marc Silvestri. Album zawiera zeszyty „Uncanny X-Men” #235–238 oraz #270-272, „X-Factor” #60–62 i „New Mutants” #95–97.
Kiedy ta historia wychodziła w naszym kraju trzy dekady temu, wyszła mocno okrojona. Jak większość tego, co wydawało TM-Semic. Z zebranych tu trzynastu zeszytów tam pojawiło się bodajże cztery (nie mam możliwości teraz tego sprawdzić, ale każdy numer X-Men zawierał od jednego do dwóch zeszytów oryginalnego wydania), więc fani dostali tylko to, co najważniejsze, a tu mamy otoczkę, kontekst i wszystko, co się z całością wiąże. No i dopiero teraz w pełni docenia się tę historię, jej eventowe zacięcie i rozmach. Może to nie epicka rzecz pokroju poprzedniego tomu z wydarzeniem Inferno, ale też jest na co popatrzeć.
No i popatrzeć to najlepsze określenie. Fabuła jest dobra, czasem świetna, szczególnie ta część pisana przez Claremonta, pełna dramatycznych wydarzeń, mocnej akcji i pewnej takiej dzikości, agresji, jaką miały przygody mutantów z tamtych lat. Jest tu też kilka ważkich kwestii, kilka momentów zrobionych pod rozwagę, ale króluje świetna akcja, a tą najlepiej pokazują ilustracje. Jim Lee czy Marc Silvestri to prawdziwi mistrzowie tamtych czasów, których uwielbia się do dziś i te ich ilustracje pełne detali, klimatu, dynamiki, widowiskowości i tej wspomnianej dzikości (plus seksowności kobiet) robią robotę. Ogląda się to mega, bardzo dobrze też czyta i chce się więcej.
No a więcej będzie pod koniec roku, kiedy to zapowiedziany jest event Pieśń Egzekutora. Kolejna rzecz wydana co prawda przed laty w naszym kraju, ale od tamtej pory niewznawiana. A świetna jest, z jeszcze lepszymi rysunkami (genialny Kubert pozamiata, jak dla mnie) i w ogóle. Ale o tym kiedy indziej.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.