„Amazing Spider-Man Epic Collection: Plaga pająkobójców” – Recenzja
Amazing Spider-Man Epic Collection: Plaga pająkobójców
OSTATECZNE STARCIE
Dosłownie na moment przed Maximum Carnage, ostatnią regularną opowieścią Micheliniego o symbiontach i niemal wielkim finałem runu tego scenarzysty, dostajemy ostateczne starcie z Venomem. Zanim więc ten finał nastąpi, wątki rozpoczęte poprzednio się rozkręcają, nowe dochodzą i na stronach dzieje się tradycyjnie sporo. Przy okazji mniej dzieje się pobocznie, bo w dodatkach tym razem mamy tylko jeden annual, za to wpadł bardzo przyjemny i przede wszystkim nastrojowy one-shot ze wspólną przygodą Strange’a i Spidera. Zatem już bez zbędnego przeciągania – przed Wami tom Amazing Spider-Man Epic Collection: Plaga pająkobójców od wydawnictwa Egmont Polska.
Na początek Spider-Man i Dr. Strange trafiają do wymiaru śmierci. A tam czeka na nich mroczne starcie z demonami. Potem wracają Spider-Slayersi (czyli tytułowi pająkobójcy). Pytanie jednak kto tym razem stoi za tym wszystkim? I czemu to robi? Mało? To powraca Venom, ale tym razem czeka go… proces! Ale to nie koniec problemów z nim. Ani z innymi, bo są tu jeszcze Styxe i Stone, Annex, Scorpion, Electro, a jakby tego było mało to jeszcze Black Cat pojawia się na horyzoncie i… No i są jeszcze rodzice Petera, wokół których dzieją się dziwne rzeczy i…
W poprzednim tomie świętowano trzydziestolecie istnienia postaci. W tym tomie pora na kolejny jubileusz, tym razem 375 numerów. Niby nic takiego, ale Michelinie postanowił go uczcić i zrobił serwując nam ostateczne starcie z Venomem. To, które prowadzi bezpośrednio do mini-serii Venom: Zabójczy obrońca, a w dalszej perspektywie kolejnych solowych projektów z Jadowitym. Ale to już inna bajka, a to, co mamy tu, to przede wszystkim domykanie niektórych wątków i rozwijanie innych.
I tak to wygląda. Znów dużo akcji, znów postaci sporo, wrogów do oklepania gęby i trochę wątków obyczajowych. Fajnie to Micheliniemu wychodzi, chociaż może się wydawać, że wciąż goni wokół tych samych wątków, postaci etc., ale robi to, bo to czuje, bo lubi, bo zżył się i bo ma jeszcze coś w temacie do opowiedzenia, więc opowiada. I dobrze to robi. A partnerujący mu artyści zgrabnie tego wszystkiego dopełniają. Jest akcja, jest fantastyka, horror momentami nawet, jest sporo typowej superbohaterszczyzny i wątków obyczajowych także. Czy sam pomysł z rodzicami Petera nie jest przegięty, to już zależy od czytelnika, ale poprowadzenie go jest dla mnie bardzo udane. No i wprowadzało do serii trochę świeżości, wypadając lepiej, niż większość współcześnie eksploatowanych wątków – z siostrą Parkera na czele.
No i jeszcze te rysunki. Bagley tu to już jego szczytowa forma. Styl ma wypracowany, wyrazisty, choć jeszcze tkwi w estetyce poprzedników i jak oni bohaterkom dodaje maksymalnie dużo seksapilu i nagości (a może to wina/zasługa scenarzysty?). Niemniej ma to swój charakter, ma klimat i ten oldschoolowy, ale jednocześnie atrakcyjny także współcześnie, look, który pokochałem jako dzieciak.
Ja jestem zadowolony. Sentymenty ożyły, zabawa okazała się naprawdę dobra. Taka, za jaką się tęskni, pamiętając z dzieciństwa jakieś historie, a jakiej brakuje współczesnym opowieściom graficznym. A kolejny tom to już Maximum Carnage. Czyli akcja, akcja, niewiele sensu, ale ten klimat, te wydarzenia, te grafiki… No czekam na wznowienie z niecierpliwością i tyle.
P.S. Dla miłośników TM-Semiców – tu znajdziecie przedruki materiałów, które znacie z polskiego Spider-Mana. Chodzi tu o numery/zeszyty 10-12/1994. W tym miejscu warto jeszcze dodać, że Egmont pominął niestety jeden tom w swoim wydaniu tomu Amazing Spider-Man Epic Collection: Plaga pająkobójców i polscy czytelnicy nie mają przez to okazji zapoznać się z historią o tym, jak zaczął się wątek z rodzicami Parkera. Może jakaś re-edycja w przyszłości?
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.