„Empireum: X-Men” – Recenzja

Empireum: X-Men

Dawno w rękach nie miałam żadnego komiksu, a jeśli już jakiś otrzymuję to z reguły w udziale przypada mi historia dotycząca słynnych mutantów Marvela, czyli X-Men. Tym razem miałam niezwykłą przyjemność sięgnąć po tom Empireum: X-Men (dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont Polska) od m.in. Jonathana Hickmana. Od razu powiem, że już od pewnego czasu nie czytałam tak dobrej i ciekawej fabuły, a ponieważ wolumin ten ma kilku scenarzystów, tym bardziej się bałam. Czy słusznie?


Roślinne stwory z kosmosu, zwane Cotati, najeżdżają Ziemię akurat w chwili, w której za sprawą pewnej czarodziejki na Genoshy powstają miliony nieumarłych mutantów… a to dopiero początek tej szalonej opowieści! Niedługo potem na wyspie ląduje drużyna wyznaczona przez X-Men i całkiem dosłownie rozpętuje tam piekło. Kto wyjdzie zwycięsko z tego przedziwnego starcia roślin, zombie, mutantów i demonów?


Empireum: X-Men

Czytając ten opis z niedowierzeniem prychnęłam lekkim śmiechem, bo miałam wrażenie, że tego typu scenariusz tyczy się głównie komiksów z Deadpoolem (lub postaciami tego kalibru). Chaos, zamieszanie, a w tle latające kończyny, tryskająca ze wszystkich stron krew, może niekoniecznie zielona, ale też ujdzie, a na wisience miałyby się znajdować rośliny walczące z demonami. No po prostu beka. Ostatnio jednak nie udało mi się trafić na intrygujące i wciągające opowieści o mutantach, więc na dużo nie liczyłam. W minimalnym stopniu liczyłam jednak na pozytywną zmianę. No i się nie zawiodłam.

Wandzie Maximoff (znanej jako Scarlet Witch) nie udało się zaklęcie. Efektem ubocznym jest ożywienie mutantów na wyspie Genosha, ale nie tak jak to miało wyglądać docelowo. Gdy więc roślinni kosmici decydują się na inwazję tej wyspy, zostają oni zaatakowani przez chordę zombie-wegetarianów. Drużyna mutantów na czele z Magik, Angelem, Penance, Czarnym Tomem Cassidy oraz Multiple Manem musi zaradzić narastającemu konfliktowi, a w samym centrum walk pojawiają się cztery staruszki, które chcą się pozbyć chwastów. Dokładnie tak. Naprawdę.

Uwielbiam ten komiks za to, że z jednej strony jest poważnie i niebezpiecznie, strasznie i brutalnie, a jednocześnie tak rozbrajająco zabawnie, że trudno oderwać się od lektury. Fabuła mnie wciągnęła z miejsca, co zdarza mi się rzadko, a akcja pędzi na łeb, na szyję, co uwielbiam w komiksach superbohaterskich. Nie ma tutaj chwili na nabranie oddechu, cały czas się coś dzieje, a oglądanie współpracy mutantów z niesfornymi staruszkami okazało się najlepszym elementem tych czterech zeszytów. Żarty sytuacyjne czy słowne do mnie trafiły i nie raz się zaśmiałam, co potęgowało moją chęć do dalszego czytania. Ponadto każdy z bohaterów ma szansę zabłysnąć, a dodatkowo interakcje między nimi są naprawdę ciekawe i przyjemnie mi się czytało dialogi między nimi.

Za stronę wizualną Empireum: X-Men odpowiadają Andrea Broccardo, Matteo Buffagni, Jorge Molina oraz Lucas Werneck, a za kolorystykę Nolan Woodard. Kreska jest piękna, wyraźna i prezentuje się naprawdę rewelacyjnie. Wszystkie detale, nawet te w tle, widać bardzo dobrze i każdy element jest pokazany niezwykle szczegółowo. Co prawda dla mnie przesadnie uwypuklono pupę Angela i piersi Magik. Jednak co za dużo to niezdrowo. Barwy również są świetne i nie mogę się absolutnie przyczepić do strony wizualnej komiksu.

To samo się tyczy technicznego aspektu zeszytu. Oprawa jest miękka, ale na tyle twarda, że końce się nie zaginają, a tomik łatwo kartkuje. Okładka główna plus okładki alternatywne prezentują się wspaniale i zawsze cieszy mnie jak mogę obejrzeć piękne malowidła twórców pracujących ciężko nad każdym kadrem. Czcionka jest wyraźna i czytelna, papier śliski i przyjemny w dotyku, a tłumaczenie w wykonaniu Marka Starosty jak zwykle trzyma poziom. Nic dodać, nic ująć.

Empireum: X-Men nie jest może najambitniejszym i najlepszym dziełem o przygodach mutantów, ale nie zmienia to faktu, że czytało mi się tę opowieść naprawdę szybko i wciągnęłam się momentalnie. Nigdy bym nie przypuszczała, że walka mutantów, roślin i zombie tak mnie zaciekawi, a tutaj proszę. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Myślę, że warto zainwestować te 49,99 zł w naprawdę intrygującą, koherentnie napisaną historię. Myślę, że się nie zawiedziecie.


Autorka: Vombelka (Rose)


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x