„Strażnicy Galaktyki” (Tom 2) – Recenzja

Strażnicy Galaktyki (Tom 2)

Jeśli w tym świątecznym okresie brakuje Wam wrażeń, a lepienie pierogów i porządki nie dostarczają wystarczającej dawki adrenaliny, to drugi tom serii Strażnicy Galaktyki wydany w ramach inicjatywy Marvel Classic (przez wydawnictwo Egmont Polska) jest dla Was pozycją idealną. Tom ten jest zbiorem trzynastu zeszytów (#13-#25) pierwotnie wchodzących w skład serii Guardians of the Galaxy wydanej w 2008 roku.

Gdybym miała streścić drugim tom cyklu Strażnicy Galaktyki w trzech słowach, to opisałabym go jako kosmiczną jazdę bez trzymanki. W tym nie aż tak grubym tomie dzieje się praktycznie wszystko – zaczyna się od wielkiej kosmicznej wojny pomiędzy Imperium Kree i Imperium Shi’ar, a później Dan Abnett i Andy Lanning serwują czytelnikom też podróże w czasie, śmierci, sfingowane śmierci, wielkie kosmiczne zagrożenia, problemy z liniami czasowymi, więcej śmierci, konflikty z religijnymi fanatykami, motywy wprost z Aliena, zmartwychwstania… i praktycznie brak chwili na oddech.

Strażnicy Galaktyki

Dla wielu czytelników jest to z pewnością atut. Komiksy ociekające akcją i niekończącą się wręcz rozwałką wciąż posiadają grono wiernych sympatyków. Osobiście jednak najbardziej cenię sobie, nawet w typowo superbohaterskich produkcjach, wątki obyczajowe, dzięki którym mogę poznać bohaterów bliżej. Tutaj zbyt wielu takich momentów nie było, dlatego, niestety, czasami czułam się tą historią zmęczona, bo brakowało mi pomiędzy jedną wielką bitką a drugą wielką bitką czasu, w którym bohaterowie mogliby choć na chwilę usiąść i po prostu pogadać. Ze względu na to najmocniej rezonowałam z postacią Jacka Flaga, który bardzo widocznie odstawał od grupy Strażników już przyzwyczajonych do tego typu misji i niejednokrotnie pozwolił sobie rzucić kwestią „Nienawidzę tych kosmicznych akcji”.

Przy okazji recenzji pierwszego tomu zwróciłam też szczególną uwagę na humor, który tam bardzo przypadł mi do gustu. Niestety, ze względu na fakt, iż drugi tom był aż tak napakowany akcją, miejsca na bardziej humorystyczne interakcje również tu zabrakło. Nie jest to również obiektywnie złe posunięcie, bo przecież nie każda historia musi nas rozśmieszać, jednak troszkę brakowało mi tu chociażby uroczej relacji Rocketa z Kosmo. Zwłaszcza że maleńkim substytutem ich zabawnych przekomarzanek w drugim tomie zostały wątpliwej jakości żarty w wykonaniu Buga, którego główną rolą w tym komiksie było chyba udawanie lekko pijanego wujka na rodzinnej imprezie.

Oprawa graficzna w porównaniu z tomem pierwszym się nie zmieniła. Nadal odpowiadają za nią Wes Craig i Brad Walker i w dalszym ciągu mogę ją określić mianem poprawnej, ale niezbyt zapadającej w pamięć.

Jak już wcześniej wspomniałam, tom ten jest w pewien sposób powiązany z wydarzeniami związanymi z Wojną Królów, czyli konfliktem pomiędzy Imperium Kree dowodzonym przez Black Bolta i Imperium Shi’ar z Wulkanem na czele. Jeśli jednak zastanawiacie się, czy lektura tomu Wojna Królów jest konieczna, by sięgnąć po Strażników, to moja odpowiedź brzmi „nie”. Wspomniany konflikt jest jedynie punktem wyjścia do późniejszych przygód bohaterów i szersza wiedza na jego temat, wykraczająca poza informacje o tym, że wojna trwa i kto w jej ramach staje naprzeciw sobie, nie jest zupełnie potrzebna, by cieszyć się fabułą omawianego tomu.

Podsumowując, drugim tom Strażników Galaktyki idealnie sprawdzi się dla tych, którzy uwielbiają rozwałkę i kosmiczne przygody. Jeśli jednak oczekujecie od historii czegoś więcej niż akcji, to nie ma tu tego zbyt wiele i możecie się rozczarować.


Autoka: Dee Dee


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x