„Thor #1” (2020) – Recenzja
Thor #1 (2020)
Winter is coming…
Jeśli Thor to tylko w wersji kinowej. Tak uważam, od kiedy obejrzałem pierwszy film z jego przygodami, bo fanem jego komiksowych przygód nigdy nie byłem. Jeśli dodać do tego porażkę w postaci jednego z najgorszych eventów Marvela w dziejach, bo tym było War of the Realms, nie nastrajałem się zbyt optymistycznie do nowej serii z przygodami gromowładnego. I niestety trzeba rzec, że słusznie, bo nowe otwarcie, choć niezłe, jest tak wtórne, że czasem aż zgrzytałem zębami.
Wojna królestw dobiegła końca, wszystkie dziesięć z nich odzyskało spokój i wydaje się, że wszystko jest w porządku. Thor zasiada na królewskim tronie, zagrożeń brakuje… Oczywiście do czasu. Nadchodzi bowiem Czarna Zima, coś, przeciw czemu nawet Gromowładny nie ma szans….
Marvel tym razem postanowił porzucić wszelkie pozory oryginalności i zaserwował nam thorową wersję Gry o tron. Owszem, do tej serii zawsze pasowały wszelkie nawiązania do literatury fantasy, ale czegoś tak otwarcie ocierającego się niemal o plagiat nie czuło się chyba nigdy dotąd. Owszem, postać i jej dzieje zaczerpnięta została z mitologii, ale jednak mity, a popularny cykl fantasy to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Z tych pierwszych czerpać można w zasadzie dowolnie, w drugim przypadku trzeba być ostrożnym. I choć scenarzysta nowego Thora nie tworzy kopii dzieła George’a R.R. Martina i tak aż razi to, co dostajemy.
A mogło być dobrze, bo całość to niezły komiks rozrywkowy. Ma klimat, ma dobre ilustracje, niezłą akcje, nie nudzi itd. itd. Ale tym razem całość zaszła za daleko i niestety przeszkadza. Ale jeśli Was nie drażnią tego typu inspiracje i lubicie Thora, możecie przeczytać całość, bo nie jest to wcale zły komiks.
Autor: WKP
Wolę Thora niż jego głupiego i złego brata Lokiego.
ecg